Uwaga! Mój drugi blożek - Włochate serce - bierze udział w sondzie na blog miesiąca na Księdze Baśni. Bardzo dziękuję jakiejś dobrej duszy, która postanowiła mnie zgłosić, a przy okazji bardzo ochoczo przyjmę Wasze wsparcie! :)
Zaledwie dwa tygodnie po pierwszowrześniowym kryzysie Hermiona Weasley siedziała w swoim gabinecie w Ministerstwie Magii i w zamyśleniu wodziła palcem po rancie biurka. Myślała trochę o dzisiejszych sprawach: o MacFarlanie, który wysunął nową propozycję budżetową dotyczącą Mistrzostw Świata w quidditchu, które miały odbyć się za trzy lata; o Saulu Croakerze, który doniósł jej o nietypowych odczytach wskaźników w Departamencie Tajemnic.
Lubiła wiedzieć, co dzieje się w ministerstwie i że wszystko jest pod kontrolą, a to było możliwe tylko przy osiągnięciu odpowiedniej równowagi duchowej, dlatego cieszyło ją, że od kilku dni czuła się na powrót spokojna i opanowana.
Choć musiała przyznać sama przed sobą, że gdy tylko powracała wspomnieniem do tamtego dnia w kuchni, do słów Rose i do swojej żenującej reakcji, miała ochotę spalić się ze wstydu jak Wendelina Dziwaczna. Porażka, którą wtedy odniosła, wyryła się na jej sercu jak piętno, które miało do końca życia przypominać o upokorzeniu. Starała się nie myśleć o tym, że pozwoliła córce na taki wybryk i że to znów Ron musiał ją wyręczać w wychowywaniu dziecka.
Zacisnęła usta i wbiła wzrok w blat jasnego biurka, próbując odgonić niewygodne myśli. Skoro odzyskała już równowagę, nie chciała jej ponownie tracić. Musiała w końcu nadać swemu życiu dawnego rytmu, otrząsnąć się po tych tygodniach, kiedy dzieci na wakacje wróciły do domu.
W gruncie rzeczy miała szczęście, że wyszła za Ronalda. Otaczał dzieci ciepłem i troską, wspierał je w trudnych chwilach, mówił do nich słowa, które jej nie przechodziły przez gardło, a im były niezwykle potrzebne. Zawsze wiedział, co dla nich najlepsze i czego im w danym momencie trzeba. Można było zaobserwować niezwykłą troskę w jego gestach, kiedy tylko zbliżał się do Hugona i Rose, czułość i coś na kształt niezwykłej delikatności. Ron miał dar do dzieci. Tak, to musiała mu oddać. I nie potrafiła już zaprzeczać przed samą sobą, że nic tak nie budziło jej zazdrości, jak to, jak patrzyła na niego Rose.
Zacisnęła wąskie dłonie na podłokietnikach krzesła. Trzeba było coś zrobić, by nie dać się temu pochłonąć, wstała więc zza biurka i podeszła do szafy, w której trzymała dokumenty. Była dumna z systemu katalogowania, który opracowała zaraz po objęciu stanowiska Ministra Magii. Zdawała sobie sprawę, że jej poprzednicy nie piastowali tej funkcji w najkorzystniejszych dla porządków czasach, lecz i tak myśl o bałaganie, jaki zastała po Kingsleyu Shacklebolcie, wywoływała w niej obrzydzenie. Oceniła, że szczególnie niedbale prowadzili akta Pius Thicknesse (co nie dziwiło, zważywszy na jego ówczesny stan umysłowy) i Korneliusz Knot. I o ile na tego pierwszego jeszcze była w stanie przymknąć oko, to niechlujny system pracy tego drugiego wywołał w niej niezmierne oburzenie. Knot nie tylko niejednokrotnie stanowił dla nich przeszkodę w czasach szkolnych, zwłaszcza kiedy pomagali ukryć Syriusza albo gdy musieli męczyć się z nieznośną Umbridge, którą na nich zesłał, ale też okazało się, że był jednym z dwóch winnych konieczności robienia gruntownych porządków na początku kadencji Hermiony.
Sięgnęła do szuflady, w której przechowywała papiery związane z Departamentem Tajemnic, i wyjęła z niej dzisiejszy raport Saula. Dochodziła dwudziesta, a wieczorem miała wybrać się z Ginny na kolację. Ruda tak długo drążyła temat, aż w końcu Hermiona straciła wszystkie wymówki i musiała przystać na spotkanie. Wtedy, na dworcu, łudziła się przez moment, że jak zwykle propozycja wspólnego wyjścia rozejdzie się po kościach; że będzie to kolejna uprzejma propozycja rzucona w przestrzeń, bo tak wypada. Tym razem jednak Ginny nie odpuściła, a więc zgodnie z jej prośbą Hermiona musiała ubrać się w luźniejsze ciuchy — chyba pierwszy raz w życiu przyszła do pracy w jeansach.
Pozostało jej jednak jeszcze trochę czasu, więc przyjrzała się dokładnie dokumentom, które trzymała w dłoni. Sprawozdania, które otrzymywała z Departamentu Tajemnic, zawsze były odpowiednio zdawkowe i enigmatyczne. Jego pracownicy nie mogli informować jej o wszystkim — co czasami nieco ją irytowało — ale zgodnie z jej poleceniem starali się, aby docierało do niej wszystko, co mogło w jakimś stopniu być istotne z punktu widzenia Ministra Magii. Drażniła ją myśl, że ocena tego leżała po ich stronie, jednak z oczywistych względów nie miała innego wyboru.
Przebiegła kolejny raz wzrokiem po słowach zapisanych schludnym, wąskim pismem i zamruczała pod nosem w wyrazie zastanowienia. Te wskaźniki wydały jej się niezwykle niepokojące, a sam fakt, że Saul postanowił ją o tym poinformować, dodatkowo budził wątpliwości. A jeszcze bardziej zastanawiało ją to, co takiego mogło wywołać zmiany w odczytach z Sali Czasu. Jej myśli biegały jak oszalałe, a trybiki w głowie pracowały z pieczołowitą dokładnością. Wciąż i wciąż wracała do początku, próbując znaleźć coś, czego mogłaby się złapać, jakąś analogię w tej anomalii, ale nic nie przychodziło jej do głowy.
No nic, będzie musiała powrócić do tego jutro, bo wskazówka minutowa właśnie stanęła dęba, wybijając ósmą. Odłożyła papiery na biurko, ostatni raz omiotła spojrzeniem gabinet i wyszła na korytarz, gdzie już czekała na nią Ginny.
— Cześć! — powiedziała, machając do Hermiony entuzjastycznie. — Widzę, że mnie posłuchałaś i włożyłaś normalne spodnie. To dobrze, bo idziemy do Szalonej Czarownicy, w piątki mają tam zniżki na drinki dla pań.
— To jakaś nowa restauracja?
— No co ty! — Zaśmiała się Ginny. Jej twarz rozpromienił szeroki uśmiech. — To taki nowy fajny pub, zobaczysz, spodoba ci się.
— Pub? — stęknęła Hermiona, ale przyjaciółka już jej nie słuchała.
Ona, Minister Magii, miała przesiadywać w jakimś obskurnym pubie? Wzdrygnęła się na samą myśl. To wcale nie tak, że czuła jakąś wyższość nad innymi, odkąd objęła to stanowisko, ale za nic nie mogła sobie wyobrazić siebie siedzącej na oblepionym piwem fotelu w towarzystwie podchmielonych dwudziestolatków. Miała już swoje lata, potrzebowała spokoju i choć minimalnego stopnia higieny.
Skrzywiła się, kiedy tylko weszły do środka, gdzie nie tylko było ciemno i tłoczno, ale też śmierdziało palonym drewnem, alkoholem i dymem. Stanowczo jej się to nie podobało, jednak gdy tylko spojrzała na Ginny, dostrzegła na jej twarzy ożywienie. Nie rozumiała, jak kobieta po czterdziestce mogła dobrze się czuć w miejscu takim jak to.
Przyjaciółka pociągnęła ją do stolika pod ścianą i zapowiedziała, że przyniesie im coś do picia, a widząc minę niezadowolonej pani minister, zaraz zapewniła też, że nie będzie to piwo.
Krzesło, na którym Hermiona usiadła, wydało jej się niezwykle niewygodne. Przyzwyczajona do miękkiego fotela, jakoś nie mogła odnaleźć się na chłodnym, twardym drewnie. Gdy spróbowała się oprzeć, poczuła, jak wszystkie jej kręgi w kręgosłupie wbijają się w krzesło. No pięknie. Rąk też nie mogła wygodnie położyć na blacie, bo gdy dotknęła go wpierw palcem, jej opuszek na chwilę przykleił się do stołu. Wzdrygnęła się z obrzydzenia.
— Nie uwierzysz, kogo spotkałam przy barze! — powiedziała Ginny podniesionym głosem, bo nie tylko muzyka w pubie grała dość głośno, ale i wszyscy dookoła prowadzili tak donośnie rozmowy, że kobiety musiały do siebie niemal krzyczeć, choć siedziały naprzeciwko. — Seamusa!
— Co za niespodzianka — odparła Hermiona i skinęła głową w podziękowaniu za kolorowego drinka.
— Też się zdziwiłam, w piątki zwykle przychodzą tu same babki — mówiła dalej Ginny, a uwadze Hermiony nie umknęły dwie rzeczy: ze słów przyjaciółki wynikało, że bywała tu często, a kiedy rozsiadła się wygodnie na stołku i oparła łokcie na blacie stołu, do zdegustowanej Minister Magii dotarło, że Rudej wcale nie przeszkadzało to, że był brudny. — No ale my musimy chyba co innego obgadać, no nie?
— Masz na myśli twój powrót do świata sportu? — spróbowała się wykręcić Hermiona.
Wzięła łyk podejrzanego napoju, który przyniosła jej Ginny, ale poczuła miłe zaskoczenie, gdy przyjemny, gorzko-kwaśny smak z lekką nutą słodyczy rozlał się w jej ustach.
— O tym też ci opowiem, ale później. Gdy zaczynam o tym mówić, zapominam o całym świecie… Bardziej chciałam cię spytać o tę scenę na peronie. Coś się dzieje?
— Jaką scenę?
— Nie udawaj — skrzywiła się Ginny. — Tę, którą zrobił ci Ron. O co chodzi? Trzeba ustawić mojego braciszka do pionu?
— Och, nie, właściwie… Ron miał trochę racji — przyznała i obrysowała opuszkiem brzeg szklanki. Nie dość, że czuła się w tym miejscu okropnie, to jeszcze oczywiście Ginny musiała zacząć ją wypytywać… — Ostatnio mam problemy z Rose i Ron uważa, że to przez to, że za bardzo poświęcam się pracy.
— Co, Rose broi i nie możecie jej opanować? Siedemnastolatki tak mają, jak tylko poczują powiew pełnoletniości, zaraz szaleją! Nasz Albus też dał nam ostatnio trochę popalić! — Ginny zaśmiała się głośno i poprawiła na krześle.
— Nie, to… To nie tak. Ron świetnie dogaduje się z Rose, nie ma problemu z autorytetem, Rose go słucha. Ale gdy na horyzoncie pojawiam się ja — ta staje trytonem, jakbym jej coś zrobiła. A ja kompletnie nie umiem do niej dotrzeć!
— Nie rozumiem? — spytała Ginny.
— To nic takiego, po prostu ostatnio czego bym do niej nie powiedziała, Rose zawsze widzi w tym problem. Choćby wtedy, przed ekspresem, zwyczajnie poprosiłam ją, aby nie siadała na stole w kuchni, a ona znów zaczęła swoje pyskówki. — Hermiona skrzywiła się pod nosem.
Z jednej strony czuła ulgę, że w końcu mogła powiedzieć o tym komuś, kto nie był Ronem, który zawsze brał stronę Rose, ale z drugiej też dyskomfort. Problem z córką traktowała jak osobistą porażkę, a nigdy nie lubiła się do nich przyznawać — nawet, a może zwłaszcza, najbliższym.
— Mów lepiej o pracy — poprosiła po chwili ciszy.
— Próbowałaś może powiedzieć jej wprost, jak się z tym czujesz? — Ginny zignorowała jej słowa. — Ja tak robię z Alem. Oczywiście nie do przesady, nie zwierzam mu się z wszystkich uczuć, ale zdarza mi się powiedzieć wprost, jeśli czymś mnie zrani lub zawiedzie zaufanie. Wydaje mi się, że to trafia do dzieci.
— Ale co ja mam jej powiedzieć — obruszyła się Hermiona. Porada przyjaciółki wydała jej się nie tylko śmieszna, ale i idiotyczna. — Rose, kochanie, bardzo mnie zraniłaś, bo sadzasz część ciała służącą do wydalania na blacie, gdzie ja potem przygotowuję kanapki?
— Ha, ha, ha! — zaśmiała się Ginny, a jej donośny śmiech utonął w dźwiękach nowej piosenki. — Nie, no nie o to do końca mi chodzi. Nie masz tak, że po prostu szczerze z nią rozmawiasz?
— Rose nie zwierza mi się ze swoich problemów — powiedziała Hermiona, a gdy tylko te słowa opuściły jej usta, od razu odniosła wrażenie, że powinna odczuwać wstyd z tego powodu. Skuliła się nad drinkiem i upiła spory łyk.
Nie piła alkoholu za często, a jeśli już jej się zdarzało, to jedynie na bankietach organizowanych przez ministerstwo i to tylko z grzeczności, dla towarzystwa. Wprowadzanie się w stan nietrzeźwości kojarzyło jej się z całkowitą stratą czasu. Tak koloryzowali rzeczywistość ludzie niepogodzeni ze swoim życiem, a przecież ona…
— Jak to, w ogóle nic ci nie mówi? — Głos przyjaciółki wyrwał ją z chwilowego zamyślenia.
— Nie, twierdzi, że mi nic nie można powiedzieć, bo ja od razu krytykuję. Z Hugonem nie mam takich problemów…
— A rzeczywiście ją tylko krytykujesz?
— Oczywiście, że nie! No dobrze, zdarza mi się czasem, ale to chyba normalne, że chcę dla niej jak najlepiej i nie jestem pobłażliwa, gdy widzę, że sobie odpuszcza i zwyczajnie się nad sobą użala.
— Hej, no nastolatki mają swoje problemy. Nie pamiętasz?
Hermiona chciała powiedzieć, że nie: nie pamięta, bo ona w szkole była zajęta nauką, nauką i tylko nauką, bo musiała wiedzieć jak najwięcej, aby tą wiedzą wspomóc Harry’ego w walce z Voldemortem. Miała ochotę wyrzucić z siebie ten żal i pretensje, które często kłębiły się w niej podczas rozmów z córką, a o których przecież nie mogła rozmawiać z nastolatką, ale zamiast tego zacisnęła szczęki tak, że rozbolały ją zęby, a potem wzięła kolejny łyk drinka i powiedziała coś zupełnie innego:
— Oczywiście, że pamiętam. Ale ona musi zdawać sobie sprawę z tego, że potem życie będzie od niej tylko wymagało, a jeśli chce osiągnąć sukces zawodowy, to musi zacząć się uczyć! Nie przyjmą jej do żadnej dobrej pracy, jeśli będzie miała same „zadowalające”!
— A co Rose chce robić po szkole? To już zaraz, co nie? — spytała ostrożnie Ginny i posłała Hermionie przeciągłe spojrzenie.
— Rose ciągle mówi, że nie wie. Powinna pracować w ministerstwie, mogłabym jej zapewnić dobrą posadę za jednym machnięciem różdżki, ale dobrze wiemy, jak to jest. Oceny w Hogwarcie są adekwatne do posiadanej wiedzy, a ja nie chcę się później wstydzić i tłumaczyć, bo ona czegoś nie wie, choć powinna to wynieść ze szkoły. Nie rozumiem takiego marnowania czasu.
— Poczekaj chwilkę, dobrze? Pójdę nam jeszcze po drinki.
Zanim Hermiona zdążyła zaprotestować — w końcu siedziały w tym pubie już od ponad czterdziestu minut, a jutro musiała iść do pracy i pomyśleć nad raportem od Saula — Ginny już zeskoczyła ze swojego stołka, który wyglądał na jeszcze mniej wygodny niż krzesło Hermiony, i z uśmiechem na twarzy skierowała się do baru.
W trakcie ich rozmowy w pomieszczeniu zrobiło się jeszcze bardziej tłoczno i, o ile to możliwe, duszno. Zdawać by się mogło, że pub już dobrych dwudziestu gości temu przekroczył swoje maksimum, ale z każdym nowym przybyszem zaraz okazywało się, że i dla niego bez problemu znajdzie się miejsce.
Hermiona przypatrywała się, jak jej przyjaciółka tłoczy się przy barze z tą całą masą ludzi i wcale nie odczuwa dyskomfortu w związku z bliskością wielu obcych, śmierdzących alkoholem ciał. Nie przeszkadzała jej głośna muzyka ani dym z fajki, który czarodziej stojący obok bezustannie na nią wydmuchiwał. Wprost przeciwnie: zdawała się z każdą kolejną minutą promienieć coraz bardziej, jakby czerpała energię z ilości osób, które tu przychodziły. Im więcej ich się pojawiało, tym zmarszczki przy oczach Ginny robiły się gładsze, usta rozciągał szerszy uśmiech, a na policzkach pojawiało się więcej piegów. Hermiona nie wiedziała, czy to efekt alkoholu, czy braku powietrza, ale niedorzeczność tej obserwacji mocno ją skołowała.
— Przyniosłam nam coś podobnego, ale tym razem z kiwi, nie z grejpfrutem — powiedziała Ginny, siadając po chwili na swoim miejscu. Na brzegu szklanek, które postawiła na stole, barman obkleił drobny cukier. Hermiona popatrzyła na to zdziwiona, ale przyjaciółka zaraz pochwyciła jej spojrzenie i wyjaśniła pospiesznie: — Ten jest kwaśniejszy, to po to, żeby przełamać smak słodkością.
— Dziwne zwyczaje są w tych pubach — mruknęła.
— Wiedziałabyś, gdybyś tu częściej ze mną przychodziła. — Ginny wyszczerzyła się w uśmiechu.
— Daj spokój, zaczynasz mówić jak Ron.
— Odnośnie Rona… Ostatnio mówił mi, że Rose bardzo lubi grać w quidditcha.
Hermiona wykrzywiła wargi w grymasie niezadowolenia. Czego innego mogła się spodziewać? Tak zależało jej na tym, aby córka wykorzystała swój potencjał, ale ta miała w głowie jedynie chłopców i sport. Najbardziej bolało ją jednak to, że mimo poważnych rozmów z Ronem na ten temat, on wciąż nie trzymał z nią jednego frontu i podsycał w Rose fascynację quidditchem.
— Niestety, całe minione wakacje zmarnowała na zabawy na miotle, zamiast przygotowywać się do owutemów — powiedziała z niesmakiem.
Ginny przyjrzała jej się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
— Może powinnaś jej trochę odpuścić, co?
— Co mam jej odpuszczać? — zdziwiła się Hermiona.
— Ciągłą naukę. Może ona wcale nie chce pracować w ministerstwie? — Przyjaciółka odważyła się w końcu powiedzieć to, co, jak się zdawało, już od jakiegoś czasu cisnęło jej się na usta. — Nie powiesz mi, że nie przemknęło ci to nigdy przez myśl.
Czy Hermiona kiedykolwiek o tym pomyślała? Oczywiście, że tak, ale zaraz odrzucała taką opcję, nie brała jej w ogóle pod uwagę. Bo co to niby miało znaczyć, że ona ma jej odpuścić, bo Rose nie chce się uczyć, tylko grać w quidditch. Rose była młoda i głupia, w takim wieku nikt jeszcze nie wie, co będzie robił, a zaprzepaszczenie życiowej szansy złymi ocenami było najgorszym, co mogła sobie zaserwować.
— Przemknęło, ale to w ogóle nie wchodzi w grę — powiedziała i zadarła brodę do góry, dając przyjaciółce do zrozumienia, że nie będzie dyskutować na ten temat.
Nagle poczuła, że nie ma już ochoty spędzać w tym pubie ani chwili dłużej. Teraz wszystko stało się dla niej jasne. Pewnie Ron, rozochocony ich ostatnim ociepleniem stosunków, poprosił swoją siostrę, aby wpłynęła na jego żonę w sprawie córki.
— Muszę już wracać do domu.
Chłód jej głosu zaskoczył nawet ją samą, ale nie miała zamiaru przepraszać. Tak chcieli się bawić? Proszę bardzo.
— Nie skończyłaś drinka — próbowała zatrzymać ją Ginny.
— Bo w ogóle nie chciałam drugiego — rzuciła na odchodne Hermiona.
Przeciśnięcie się do wyjścia przez ten tłum dodatkowo ją zdenerwowało. W głowie jej szumiało, powitała więc wieczorny chłód z czystą ulgą.
Czuła się taka zdradzona! Jak oni mogli…
Z jednej strony wiedziała, że musi ochłonąć przed powrotem do domu, z drugiej zaś strony nie mogła w takim stanie szlajać się po ulicach, jeszcze ktoś by ją zobaczył. Wybrała więc mniejsze zło i za rogiem aportowała się wprost pod drzwi ich niewielkiej posiadłości.
Miała nadzieję, że Ronald spał, bo ostatnią rzeczą, na jaką miała teraz ochotę, było odpowiadanie na jego pytania, jak spędziła wieczór. Podszyte grubymi nićmi, bo jedyne, co by go w tym momencie interesowało, to jakakolwiek wieść na temat tego, jak przebiegła ich rozmowa o Rose.
— Kochanie, wróciłaś? — usłyszała jego głos w przedpokoju. — Myślałem, że dłużej pogadacie. Coś się stało?
— Pewnie miałeś też nadzieję, że pogadamy na konkretny temat! — zawołała i dopiero w tej chwili zastanowiła się, czemu tak żywiołowo reaguje na słowa przyjaciółki i męża.
— Hermiono? — Ron wystawił głowę z pokoju. Na jego twarzy gościł niepokój i zdziwienie. — Nie rozumiem, o co ci chodzi.
— Nie udawaj — warknęła.
Zrzuciła płaszcz i weszła do ich sypialni, ale nagle dotarło do niej, że wcale nie miała ochoty z nim dziś spać. I że była naprawdę dziwnie zmęczona, choć nie wybiła jeszcze dwudziesta druga.
Ku jej zdziwieniu, po chwili od strony Rona dobiegły ją nie pretensje, a cichy chichot, który, absurdalnie, zirytował ją jeszcze bardziej.
— Tak, śmiej się ze mnie!
— Kochanie, chodź tu do mnie — powiedział czule jej mąż i otoczył ramiona ciepłym kocem. — Ile wypiłaś?
— Nie piłam dużo — odparła i pociągnęła nosem.
— Ta moja siostra jest niemożliwa.
Ron zaśmiał się i zaprowadził Hermionę do łóżka, gdzie przykrył ją kołdrą po uszy i pogłaskał po włosach, które momentalnie rozlały się po całej poduszce.
— Dawała ci kolorowe drinki?
— Dwa — mruknęła żałośnie. — Grejpfrutowego i kiwi.
— To jest mała chochlica… Przecież dobrze wie, że ty w ogóle nie pijesz, a głowę masz słabszą niż Hugo… — Zachichotał znów i pocałował Hermionę w czoło. — Wyśpij się, bo na rano masz pracę, a alkohol musi zdążyć z ciebie ulecieć. Dobranoc!
Kurczę, znowu pierwsza?
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia jak to jest w tym wszechświecie, że najbardziej lubię czytać i pisać perspektywę Hermiony Granger. Może dlatego, że choć wiemy już o niej dużo, możemy zmyślić jeszcze więcej? Nie wiem, lecz nie będę nad tym debatowała.
Jeśli mam być szczera,mam mieszane uczucia co do Twojej Hermiony,bo jest ona taka pretensjonalna i mało ludzka, oczywiście moim zdaniem. Jej zachowania czasem mnie śmieszą i zaskakują w taki sposób, że nie mam pojęcia co o nich sądzić. Jednak jest to oczywiście oryginalne podejście do sprawy za co należy ci się ogromny szacunek. Co jeszcze? ACH! RON! Delikatnie szokuje mnie jego postać w pozytywnym sensie, gdyż jest on taki ... kochany? Nie wiem jak inaczej go ocenić. Jest po prostu dobrym mężem i ojcem, a nie brutalem jak w większości opowiadań.Za to również chwała.
Opowiadanie samo w sobie przypomina mi kanapkę z avocado i pomidorem, którą ubóstwiam najmocniej, więc widzimy się niedługo!
Pozdrawiam
Endory
Matko boska, ale się przestraszyłam. Siedzę po uszy w książkach i w sesji, a ustawiłam sobie automatyczną publikację jakieś chyba 2 tygodnie temu. xD W sumie miałam to jeszcze przejrzeć przed publikacją, ale co tam, słowo się rzekło. :P Coś sensowniejszego odpiszę, jak się wygrzebię z papierów, może w ramach przerwy jutro... Ale bardzo dziękuję za tak szybki odzew, który mnie uświadomił, że opublikował mi się rozdział. :P
UsuńJa z kolei lubię Twoją kreację Hermiony. Jest inna niż w większości ficków i przez to się wyróżnia. Owszem, Hermiona jest zimna, wymagająca, żądna perfekcji i ładu, ale jak już mówiłam wcześniej, nie jest to takie nieprawdopodobne, patrząc na jej zachowanie w szkole. Uważam, że ta postać bardzo Ci się udała! :) Przeraża mnie tylko, jak traktuje Rose. Nic dziwnego, że nigdy nie doszły do porozumienia, skora matka nie bierze pod uwagę pragnień córki, tylko na siłę chce jej narzucić tor przyszłości. To jedna z najgorszych rzeczy, jakie można zrobić dziecku.
OdpowiedzUsuńPodobało mi się też, że nawiązywałaś do wydarzeń z książek. Niby nic, a fajnie poczytać, jak Twoja postać wspomina kanon :) Skrycie sądziłam, że barze pojawi się też Draco, ale widać musimy jeszcze trochę poczekać :P
Ron w Twoim opowiadaniu jest wręcz cudowny. Dobry, troskliwy ojciec, który rozumie potrzeby dzieci, wyrozumiały mąż... Końcówka prawie mnie rozczuliła. Chyba jeszcze nigdy tego nie napisałam, ale to Hermiona na niego nie zasługuje ;P
Pozdrawiam :)
Matko, mam zaległości...
OdpowiedzUsuńTo jest ten rozdział o barze i pedofilskich skłonnościach Rona?
Tak, to ten.
UsuńSensowny komć soon.
spamspamspamspam
No czekam i czekam... ale wiem, jesteś w pisarskim szale (odpowiadam powoli na komcie, to chyba oznacza, że powoli wracam do komci. nieważne, że pijana!)
Usuń*KURDE, powoli wracam do blogasków, nie do komci xD
UsuńHermiona mnie wkurza. Nawet nie jestem w stanie napisać nic więcej sensownego! *nie przestaje myśleć, co Hermiona będzie dalej wyprawiać*
OdpowiedzUsuńHermiona będzie szaleć!
Usuń
OdpowiedzUsuńMyślałeś że magia nie istnieje? Że jesteś tylko zwykłym mugolem? Myliłeś się! Wybierz się do Uniwersytetu Magii Hogwart i odkryj, co oznacza słowo "czary"! http://umh.xaa.pl/index.php
(A co do bloga, to Twoja Hermiona jest faktycznie do dopracowania, ale podoba mi się szablon, jest taki...specyficzny! ^^ Popracuj nad Hermioną, tyle ci powiem...i zapraszam do UMH!)
Popracuj bo? Faktycznie do dopracowania bo? Cokolwiek, konkrety? Czy tylko przeczytałaś komcia wyżej, że moja Hermiona wkurza Cassie, no i a tej podstawie piszesz puste komcie z pseudotreścią?
UsuńNaprawdę, chociaż Hermiona z jednej strony działa mi na nerwy poprzez swój pracoholizm, to z drugiej jest inna. Zrobiłaś z niej naprawdę interesującą postać, nie jakąś idealną kobietę, która sobie ze wszystkim radzi tylko taką zwykłą. Matkę, żonę, kobietę pracującą. Normalnie nigdy bym jej sobie nie wyobraziła jako pracoholiczki, ale tutaj to kupuję w 100%. Nie jest papierowa. ;) Trochę smutne, jakie ma relacje z Rose, ale, niestety, to był jej wybór. Nie umie znaleźć równawgi w swoim życiu dla pracy i rodziny, co się przekłada na relacje z bliskimi.
OdpowiedzUsuńI napiszę raz jeszcze, uwielbiam twojego Rona. <3
Te biedne dzieciaki mają przerąbane z taką presją przez zasługi rodziców. Nie zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się jak z każdym rozdziałem ukazujesz trochę inne aspekty tego samego problemu. W pierwszym rozdziale bez zająknięcia wzięłabym stronę Rose, a teraz naprawdę rozumiem Hermionę. Może to nie jest najlepsza metoda wychowawcza, ale znam takich rodziców, którzy po prostu chcą dobrze i tylko tak potrafią to wyrazić.
Z kolei Ron mnie trochę zastanawia, bo chyba trochę go wybielasz. Nie zapamiętałam go jako jakąś szczególnie wyrozumiałą osobę, więc ta końcówka trochę do mnie nie trafiła, chociaż była urocza :)
Wiem, że to nie do końca o nich, ale nie obrażę się, jak będzie więcej o Potterach i Malfoyach :)
Jaga
Rozdział świetny! Chociaż całkiem szczerze powiem, że Hermiona w tym opowiadaniu jak narazie z lekka mnie irytuje, za to Ron - nie bardzo lubiana przeze mnie postać - jest świetny i naprawdę podoba mi się tutaj. Wydaje się taki normalny, ludzki. Za to Hermionie ciagle coś nie pasuje.. Bardzo czekam na więcej, bo to opowiadanie już skradło moje serce! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńHej, cześć i czołem! :)
OdpowiedzUsuńW końcu zabrałam się za przeczytanie 3. rozdziału, więc od razu komentuję. ;)
Podoba mi się. Niby nie dzieje się tam wiele, bo jest głównie o rozmowie pomiędzy Ginny a Hermioną. Ale jest ciekawie. Naprawdę. :) Mega przyjemnie i szybko się to czyta.
Widzę, że twój styl jest bardzo lekki. Dialogi wychodzą ci naturalnie i to jest kolejny plus. :)
Trochę irytuje mnie Hermiona w tym opowiadaniu. Ma, jak dla mnie, zbyt mało ludzkich odruchów. Bardziej skupia się na pracy i tylko na karierze Rose. Nawet z Ginny nie rozmawiała szczerze, choć jest jej przyjaciółką. :/
I coś, do czego nie umiem się totalnie przyzwyczaić - Ron. Nie wiem, czy to dobrze czy nie, ale twój Ron jest taki... miły i ludzki. Przeczytanie już wielu fanfic'ów, gdzie Ron jest przedstawiany jako negatywna postać robi swoje. Nigdy go nie lubiłam, a zawsze uwielbiałam (z resztą dalej uwielbiam ;)) Hermionę. Tak tutaj nie lubię Hermiony, a Ron jest spoko. xd
To już chyba wszystko. :)
Pozdrawiam i weny życzę! :D
Dziś zrobiłam obchód blogów i muszę przyznać, że smuci mnie pustka na tej stronie. Mam nadzieję, że kiedyś wrócisz ;)
OdpowiedzUsuńDroga autorko tego opka, mam wielką nadzieję, że żyjesz i powrócisz do pisania "Drogi do ciebie". Te trzy rozdziały, które wiszą na blogu, umiliły moją dzisiejszą podróż pociągiem i po skończeniu byłam jak: "Co??? To już kuniec???". Przykre, bardzo przykre. Ach, sama nie jestem lepsza, też zostawiałam własne blogi, dopiero parę dni temu mocno postanowiłam, że wracam i do pisania, i do czytania. Szkoda, że połowę towarzystwa wywiało z tej blogowej platformy na Wattpad, a tam mi się zupełnie nie podoba.
OdpowiedzUsuńPrzejdę zatem do opowiadania. Duże zainteresowanie wzbudza Twoja Hermiona, mnie się ona podoba. To byłoby nie w porządku, gdyby Złota Trójca, wychwalana pod niebiosa w każdym czarodziejskim medium za zasługi, w dorosłym życiu miałaby dodatkowo idealne dzieci oraz idealne relacje z nimi. Mi Hermiona zawsze wydawała się taka gorącokrwista, ale zdarzało się, że okazywanie uczuć przysparzało jej problemy. To bardzo prawdopodobne, że praca w ministerstwie wyprałaby ją z nich jeszcze bardziej. Natomiast Ron... Och, gorący tatusiek! Taki ojciec to skarb. Wysłucha, kiedy trzeba wyluzowany, w innych sytuacjach nie bawi się w kompromisy. Bardzo mi się podoba w roli taty. Twoja Rose jest świetna. Ja zawsze kreowałam tę postać na drugą Hermionę, a właśnie Lily Lunie nadawałam postawę w stylu "bunt to grunt". Jednak Ty stworzyłaś coś zupełnie innego, a Rose, zamiast się uczyć i odrabiać lekcje, całą siłę wkłada w treningi. Jeśli chodzi o Hugo, intryguje mnie. Wydaje się dojrzalszy od Rose i chętnie poczytałabym o nim więcej.
Piszesz świetne dialogi, ciekawie prowadzisz czytelnika przez sytuacje, zaimponowałaś mi również opisywaniem na zmianę Hermiony i Rose. To rzeczywiście nadaje opowiadaniu życia, pokazujesz, że w nowym pokoleniu nadal jest miejsce na "nudnych staruszków" swoich boskich dzieci.
Pozdrawiam Cię serdecznie. Jeśli tu zaglądasz, to proszę, daj jakiś znak. Twoi czytelnicy na pewno powrócą, jak tylko coś dodasz.
A ja siedzę tutaj:
Los, cebula i krokodyle łzy... Hogwart nowego pokolenia