4 stycznia 2017

1. Tracąc kontrolę


Punktualnie o szóstej rano w sypialni Państwa Weasley rozbrzmiał irytujący dźwięk. Kobieta leżąca w łóżku poruszyła się nerwowo, sięgnęła na lewo po różdżkę spoczywającą na jasnej szafce nocnej i mruknęła zaspane, acz mimo to niezmiennie wyraźne „Finite!”. Obróciła się na plecy i dopiero wtedy zdecydowała się rozchylić powieki.
Biało. Biel zawsze ją uspokajała, mleczny sufit kojarzył się z najmłodszymi latami — tak beztroskimi, wypełnionymi spokojem i przewidywalnością. Biel była jak jej mama: jak maminy uśmiech i jak najmilszy jej sweter. Tęskniła za tymi chwilami, gdy jako mała dziewczynka leżała wtulona w pościel z ledwo wystającą spod kołdry głową, a mama siadała obok niej i gładziła włosy, opowiadając o swoim dniu w pracy. To były takie piękne czasy. 
Poruszyła się niespokojnie. Wiedziała, że jeśli nie wstanie w przeciągu najbliższej minuty, drażniący odgłos budzika znów rozbrzmi w całym domu i może tym razem na nieszczęście obudzi męża i dzieci. Co roku pierwszego września miała ten sam problem. Był to jedyny dzień, w który nie kazano jej iść do pracy od rana, a mimo to i tak obowiązki zmuszały do wczesnej pobudki. Przeczuwając, że to ostatnie chwile ciszy, podniosła się gwałtownie i wyskoczyła z ciepłego posłania.
Pod stopami poczuła od razu swój ulubiony dywan. Nie pozwalała sobie w życiu na wiele rozpusty, a zbędne wygody uznawała za objaw choroby zwanej bogactwem, acz ten akurat element wystroju darzyła szczególnym sentymentem – tym razem z lat szkolnych. Nie wyobrażała sobie powrócić do zimnych posadzek z rodzinnego domu czy przestawić się na drewniane panele, tak modne ostatnimi czasy. Stopa musiała czuć, że jest jej dobrze, aby niosła bez narzekań swojego właściciela przez cały dzień. 
A jej dni były długie, więc i nogi musiały być od rana w najlepszym humorze z możliwych. 
Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, gdy przystanęła przed drzwiami do pokoju syna. Miała nadzieję, że jeszcze spał. Czasami wydawało jej się, że jest wyrodną matką, skoro takie myśli pojawiały się w jej głowie. Ale w dni jak dziś, kiedy za parę godzin wokół niej miał rozbrzmieć gwar pierwszowrześniowej krzątaniny, a potem świst i szum londyńskiego dworca przyćmi ich prowadzone podniesionym tonem ostatnie rozmowy, miała zwyczajnie chęć na jeszcze tę ostatnią chwilę rozkosznej ciszy. 
Drzwi zaskrzypiały żałośnie, jednak syn ani drgnął. Przysiadła na łóżku i pogładziła czule jego brązowe loki. Rose odziedziczyła rudą czuprynę po Weasleyach, ale Hugonowi trafiły się niesforne kołtuny po mamie. Jasna, różowawa skóra na policzkach chłopca pokryta delikatnymi piegami kontrastowała z ciemnymi strąkami, które Hermiona przeczesywała między palcami. Mogła godzinami siedzieć i bawić się włosami syna. 
Gdyby tylko miała czas, gdyby tylko częściej bywała w domu. 
Zacisnęła usta w wąską linię i podniosła się nagle. To wcale nie było warte dzisiejszego poranka. Nie powinna sobie zaprzątać głowy zmartwieniami akurat tego dnia, kiedy za chwilę straci dzieci na pół roku. Dla odwrócenia uwagi skierowała więc kroki w stronę jeszcze nie do końca spakowanego kufra i zaczęła stanowczymi ruchami układać w środku koszule i swetry, uprzednio złożone w pedantyczną kostkę. Sprawdziła ostatni raz listę podręczników, przeliczyła ilość pergaminów i dolała wody Romildzie, rdzawobrązowej uszatce zwyczajnej, którą dwa lata temu kupili Hugonowi na jego trzynaste urodziny. 
Pokiwała głową, gratulując sobie, że udało jej się wszystkiego przypilnować, a kufer syna prezentował się nawet lepiej niż jej własny z czasów szkolnych. 
Gdy wyszła z powrotem na korytarz, z kuchni wybrzmiało siedem cichych gwizdów. Gdzie uciekła ta godzina? Zaraz będzie trzeba budzić dzieci. 
Tuż przed pokojem Rose zatrzymała się na chwilę i dostrzegła grubą warstwę kurzu na komodzie. Pokręciła głową zdegustowana i poszła po szmatkę, aby pozbyć się brudu. Płukała ją potem długo w ciepłej wodzie, w końcu zawsze powtarzała dzieciom, że zakurzone ścierki to wylęgarnia bakterii. Gdy szmatka była już czystsza niż przed zakupem, wycisnęła ją porządnie w jedną i w drugą stronę, powiesiła na lince i starannie wyrównała. 
Westchnęła cicho i ciężkimi krokami wróciła na korytarz. 
Wiedziała dobrze, co robiła. Zdawała sobie sprawę z tego, że wystarczyłoby jedno machnięcie różdżką i kurz by zniknął. 
Spojrzała niechętnie w stronę drzwi do pokoju Rose. Może zanim tam zajrzy, przygotuje jeszcze śniadanie? W końcu już za chwilę wstanie Ron, powinien mieć zrobione kanapki. 
— Hermiono? — usłyszała za sobą zaspany głos i odwróciła się z wyraźną ulgą. 
Ron stał w drzwiach i opierał się biodrem o framugę. Długie spodnie od piżamy zsunęły mu się z pasa, przez co nogawki zmarszczyły się kaskadami na stereotypowych, brązowych kapciach pana domu. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc, jak mąż przeciera kłykciami zaspane oczy. Nie zapiął flanelowej, kraciastej koszuli, którą narzucił na plecy przed wyjściem z sypialni, więc teraz, gdy leniwie przeciągał się, idąc w jej stronę przez korytarz, mogła z powodzeniem liczyć wszystkie jego żebra i mięśnie pięknie odznaczające się pod skórą. 
— Czemu tak wcześnie wstałaś? — wymruczał i pocałował ją w zagłębienie w szyi. 
Wsunął ciepłą jeszcze od snu dłoń pod jej koszulę i pogładził skórę na plecach. Przyjemny dreszcz przeszedł jej ciało, ale odsunęła się niemal natychmiast i nerwowo kiwnęła głową w kierunku pokoju Rose. 
— Sprawdzisz, czy wszystko spakowała? U Hugona już byłam, ale robi się późno, trzeba zacząć robić śniadanie. 
— Zwariowałaś? — spytał ze śmiechem w głosie. — Nie będę grzebał w kufrze siedemnastolatki, jeszcze znajdę tam coś niepokojącego i nie będę mógł spać spokojnie przez cały rok. Chodź, lepiej zaparzę kawę. 
Poranne słońce wpadające przez duże okno pięknie rozciągało się na bielonych frontach rustykalnych mebli kuchennych. Tuż nad kremowym blatem, równo jak od linijki, zwisały lawendowe ściereczki, a w rogu, zaraz obok dużej lodówki, pogwizdywał cicho skaczący imbryczek. Ron machnął w jego kierunku różdżką, a czajnik momentalnie napełnił się wodą. 
— Lubię patrzeć, jak policzki mu różowieją — powiedziała Hermiona, patrząc, jak rumieniec pokrywa ścianki imbryczka. 
— Gdybyś bywała częściej w domu… — mruknął z przekąsem Ron. 
Nie odwrócił się do niej, tylko uparcie grzebał w szafce z kubkami. 
Zaperzyła się. Poranek rozpoczął się tak ładnie, a on znowu zaczynał?
— Przestań. Rozmawialiśmy już o tym. 
— Rozmawialiśmy — prychnął pod nosem. — Ja powiedziałem swoje, ty swoje i wróciliśmy do tego, co było. 
— Wiesz, że to, co robię, jest ważne. Moja praca…
— Moja praca też jest ważna. Nasz dom też jest ważny
Nie odpowiedziała, tylko zajęła się rozstawianiem talerzy na stole w jadalni. Kładła po kolei serwetki, naczynia i sztućce, wyrównywała widelce w stosunku do noży, obracała wiklinowe podstawki. Na koniec, gdy wszystko zostało już przez nią poprawione trzykrotnie, wróciła do kuchni i spojrzała na Rona krzątającego się przy blacie. 
— Może pójdziemy na spacer, a potem na obiad, gdy odstawimy Hugona i Rose na pociąg? — spytał miękko, jakby poprzednia wymiana zdań nie miała miejsca. 
Zamarła. 
— Ja…
Nie zdążyła nic powiedzieć, gdy zaśmiał się pod nosem i pokiwał głową. 
— Musisz wpaść na chwilę do ministerstwa? Załatwić tylko jedną rzecz i zostać tam do wieczora? — dokończył za nią. — Wzięłaś wolne. Powiedziałaś, że wzięłaś dzień wolnego. 
— Tak, ale…
— Nie widziałem cię chyba z cztery dni. 
— Bo byłeś na meczu wyjazdowym, jak mieliśmy się widywać! Musiałam iść z dziećmi na Pokątną…
— O tak, raz w życiu musiałaś ty coś zrobić! Pamiętałaś w ogóle, gdzie są Esy i Floresy? Kiedy ostatnio tam byłaś? Gdy Hugon zaczynał Hogwart? 
Klapnęła ciężko na krzesło pod ścianą. Podniosła wzrok na jego twarz — wypełnioną wcale nie złością, ale czymś gorszym, czymś, czego nigdy nie chciała widzieć w jego oczach. Ron był zraniony. Zraniony i zawiedziony. Jakby zwyczajnie Ron nie miał już nadziei. 
— Jesteś niesprawiedliwy. Nie mam wpływu na to, że moja praca wymaga ode mnie trochę więcej czasu. 
— Hermiono — powiedział głosem wypranym z uczuć. — Jesteś pieprzonym Ministrem Magii. Masz, na Merlina, wpływ. Możesz zatrudnić kogo chcesz, możesz delegować obowiązki. Wystarczy chcieć. 
Cisza, która wypełniła przestrzeń między nimi, zgęstniała momentalnie. Zaczęła lepić się do palców i stóp, zaczęła obłazić skórę na całym ciele niczym zimna, nieprzyjemna lateksowa powłoka. 
— Powiedz, że już nie chcesz. Powiedz, że to już nie to. Zwyczajnie powiedz, że źle wybrałaś — mówił coraz bardziej zrezygnowany, a ona z każdym słowem kuliła się w sobie mocniej i mocniej. — Daj mi jakieś wytłumaczenie — niemal poprosił. — Nie mam już siły próbować. Nie mam już kilkunastu lat, żeby się na ciebie obrażać i ignorować. Jesteśmy małżeństwem, mamy dzieci. I problem, o którym mówię nie pierwszy raz. Mówię i proszę. Hermiono, zostaw dziś pracę i chodźmy na spacer i na obiad. 
Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami i jak nigdy nie mogła znaleźć słów. Co miała mu powiedzieć? Stosy dokumentów na jej biurku mąciły myśli, a potrzeba zajrzenia tam choć na moment ciążyła na duszy jak bezwładne cielsko Bazyliszka. Rozumiała, że chciał gdzieś wyjść, spędzić razem czas, że dawno się nie widzieli. Docierało do niej, że brak wspólnych momentów mocno nadwyręża związek, a oni nie mogli sobie na to pozwolić, nie teraz, gdy już tworzyli rodzinę. 
Już teraz?, spytała sama siebie. Czyli jeśli nie mieliby dzieci, nie widziałaby sensu, aby jakkolwiek się starać? 
Naprawdę nie było jej wolą odmawiać mu kolejny raz, naprawdę chciała poprzebywać trochę z własnym mężem, pośmiać się, podzielić problemami. Może pójść na spacer? Posłuchać jego żartów i opowieści o ostatnim meczu, a potem o nastrojach w drużynie. Ale nie była w ministerstwie od wczorajszego wieczoru, właśnie mijała jedenasta godzina, odkąd opuściła swój gabinet. Od tamtej pory mogło się wydarzyć wiele złego, a ona nie miała o niczym pojęcia. Brak kontroli zaciskał się na jej gardle niczym cienkie, kościste palce Bellatriks Lestrange. Na samo wspomnienie tej kobiety wzdrygnęła się mimowolnie i zacisnęła zęby. 
— Naprawdę, Hermiono? — Ron spytał z niedowierzaniem. — Wizja spędzenia ze mną czasu sprawia, że przechodzą cię ciarki? 
— Znowu wszystko przekręcasz! 
— Tata? 
Dziewczęcy głos rozbrzmiał od wejścia do kuchni. 
— Wróciłeś! — powiedziała zadowolona burza rudych loków. Przemierzyła kuchnię w trzech susach i zawisła na szyi Rona. Hermionę coś zakłuło w żołądku na ten widok. — Znowu się kłócicie — bardziej stwierdziła niż zapytała, a jej oskarżające spojrzenie zawisło na Hermionie. 
— Tata wrócił w nocy, spaliście już, nie chciałam was budzić. 
— Mogłaś nas obudzić, nie zobaczymy taty przecież aż do świąt. Nic by się nie stało, gdybyśmy się dziś nie wyspali, przecież można się zawsze zdrzemnąć w ekspresie. 
Na twarzy Rose malowała się pretensja. Mierzyła wzrokiem Hermionę, która czuła się, jakby dystans je dzielący i niemy wyrzut córki powiększał się z każdą chwilą. Uśmiech, który na wejściu rozciągał usta jej córki od ucha do ucha i rozpromieniał piegowatą twarz, zniknął gdzieś w przeciągu zaledwie kilku sekund. W końcu Rose odwróciła się od niej. Przeczesała ręką grube, gęste włosy, aby zebrać przy okazji loki opadające na nos, po czym jednym susem wskoczyła na kuchenny blat. 
— Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie siadała tyłkiem na stole, na którym przygotowujemy jedzenie — powiedziała Hermiona i w tym samym momencie pożałowała swoich słów, bo twarz Rose stężała jeszcze bardziej. 
— No, ile razy? Jak często bywasz w domu, żeby mi to powtarzać? Żebym mogła to zapamiętać? 
— Nie zachowuj się, jakbym wszystko musiała wskazywać ci palcem. Masz siedemnaście lat, mogłabyś sama pomyśleć. 
Powinna przestać, powinna dać spokój tej bezcelowej wymianie zdań, zanim przerodzi się ona w wielką wojnę, która zawiśnie między nimi na prawie cztery miesiące. 
— Mamo, ty wskazujesz nam palcem jedynie niesatysfakcjonujące cię wyniki naszych egzaminów, więc o czym ty, na Salazara, mówisz? — zarzuciła jej Rose, a z każdym jej słowem Hermiona czuła, jak diabelskie sidła coraz mocniej zaciskają się na jej sercu. 
Cisza, która wybrzmiała w kuchni, była tak przejmująca, że aż dźwięczała w uszach. Nagle wszystko zamilkło, nawet ich skaczący imbryczek ucichł jak za odjęciem ręki. Jego policzki były już niemal bordowe, a para buchająca z dziubka kłębiła się wściekle pod szafką, ale do Hermiony nie docierał żaden dźwięk. Usta córki poruszały się dalej, ale ona w ogóle tego nie słyszała. Po chwili w jej uszach rozdarł się cienki pisk, rzuciła więc paniczne spojrzenie na Rona, który stał z zaciśniętymi wargami i wyraźnie bił się z własnymi myślami. 
— Rose — powiedział w końcu ostro. — Za chwilę wybije ósma, obudź Hugona i przygotuj kufer. Mama nie będzie miała już czasu, żeby przejrzeć, czy wszystko spakowałaś, a ja nie będę ci szperał w twoich babskich gadżetach. 
— Czemu stajesz po jej stronie? 
— Rose. To nie podlega dyskusji. 
Hermiona nie odważyła się spojrzeć ani w stronę wychodzącej z kuchni córki, ani w kierunku Rona. Czuła wstyd przepełniający całe ciało, porażkę wypalającą się na jej sercu z każdym słowem Rose. 
Wiedziała, że gdyby za trzy godziny dzieci nie wyjeżdżały do Hogwartu, właśnie byłaby w drodze do swojego gabinetu na ostatnim piętrze ich domu, aby chwilę później znaleźć się w kominku i Siecią Fiuu dostać się do ministerstwa. Teraz jednak musiała pozostać tu, z rodziną, a to komplikowało całą sytuację, bowiem z każdą sekundą czuła się coraz bardziej jak intruz, jak felerny puzzel niewpasowujący się w całość układanki, jak obcy, który nie mógł znaleźć swojego kąta w gościnie. Potrzebowała swojego biurka, aby się uspokoić, a zamiast tego dostała tylko zimną, gładką ścianę, która w ciszy przyjęła na siebie ciężar jej pleców. 
Po chwili usłyszała, jak Ron wychodzi z kuchni, a potem mówi coś do dzieci. Znaczenie słów męża jeszcze do niej nie docierało, czuła się, jakby ktoś uderzył ją tłuczkiem. Wstała i podeszła do zlewu, by przepłukać twarz zimną wodą. Musiała wziąć się w garść, była matką, była żoną! Hermioną Granger, Ministrem Magii! Nie mogła sobie pozwolić, aby gorsze momenty w domu i kłótnie z córką ją rozstrajały. Odpowiedzialność za cały kraj spoczywała na jej barkach. 
W korytarzu mignęła jej burza loków syna, który przebiegł z łazienki do pokoju. Ostatnio przechodził dziwny okres, płoszył się i chował, jeśli nie był po szyję zasłonięty ubraniami. Nie wiedziała do końca, czy wina za to leży w docinkach starszej siostry, która nie szczędziła sobie wrednych uwag w jego kierunku, czy może w wysportowanej sylwetce ojca, przy którym Hugon wyglądał jak mała dziewczynka, niemniej jednak Hermiona zawsze uśmiechała się pod nosem, gdy chodził po domu owinięty ciasno w szlafrok i zaraz biegł do pokoju, aby nikt nie zobaczył nawet jego kostki. 
— Hugo?  — zapukała do drzwi. 
— Już, zaraz  — burknął. W pokoju nastała cisza, po czym skrzypnęła klamka i Hermiona została zaproszona do świątyni swojego syna. Jakże inaczej zaglądało się do niej teraz, gdy już nie spał. 
— Nalałam rano wody Romildzie — zagaiła rozmowę. 
— Dzięki, mamo. Przekładałaś mi rzeczy w kufrze? 
— Tak, ale tylko sprawdzałam ilość pergaminów i układałam twoje ubrania. Coś się stało? — spytała zmartwiona. Nie chciała przed wyjazdem skłócić się i z synem. 
— Nie mogę znaleźć mojego notesu. Ale to nic — powiedział miękko, widząc zmęczenie na twarzy mamy. — Pewnie Rose mi go zawinęła, ostatnio parę razy widziałem, jak szpera w moich rzeczach. 
— Jeśli chcesz, zwrócę jej uwagę — zaoferowała Hermiona, a jej twarz mimowolnie od razu stężała. — Nie powinna zabierać ci tak osobistych rzeczy jak notes. To świadczy o braku wychowania. 
— Nie, mamo — powiedział od razu Hugon i złapał ją mocno za nadgarstek. — Nie kłóćcie się już, proszę. 
Przez głowę Hermiony przemknęła burza myśli, a każda kolejna kończyła się przemożną chęcią ucieczki do ministerstwa. 
Położyła czule dłoń na ręce syna i pogłaskała ją delikatnie. Nie chciała, aby jej kłótnie z Rose odbiły się na Hugonie. Młodsze dzieci nie powinny cierpieć za humory okresu dojrzewania starszego rodzeństwa. 
Do końca pobytu w domu unikali się parami: ona przygotowywała do wyjazdu syna, Ron zaś wyszedł z Rose do ogrodu i chyba plotkowali o quidditchu. Poczuła dziwne ukłucie w sercu, gdy dotarło do niej, jak mimo wszystko chłodne są jej rozmowy z Hugonem, kiedy z dworu śmiech jej męża i córki poniósł się aż na pierwsze piętro. 
Na peron zawsze przyjeżdżali przed czasem — pilnowała tego, mając w pamięci wybryk Rona i Harry’ego z ich drugiego roku nauki w Hogwarcie. Żywiła przekonanie, że gdyby rodzina Weasleyów szybciej dotarła na miejsce, zorientowaliby się, że chłopcy pozostali w mugolskiej części dworca. Również z tego powodu to dzieci zawsze puszczała przodem: najpierw Hugo, potem Rose z Ronem, a na końcu ona, czuwająca nad nimi wszystkimi. 
Jej twarz owionął dym i w płucach na chwilę zabrakło powietrza, gdy znaleźli się po właściwej stronie peronu. Dopiero po chwili para rozwiała się na tyle, aby mogli rozpocząć poszukiwania Harry’ego i Ginny. 
— Hermiona! — przyjaciele przywitali się z nią, jakby nie widzieli się sto lat. 
— Musimy chyba umówić się na jakieś spotkanie, bo coś ostatnio opuściłyśmy się w babskich ploteczkach — dodała Ruda, mierząc przyjaciółkę spojrzeniem. 
— Ginny, wiesz, rodzina, dom, obowiązki… — zaczęła się tłumaczyć i uśmiechnęła się sztucznie. 
Zaraz jednak Ron wszedł jej w zdanie:
— Hermiona chciała powiedzieć: obowiązki, obowiązki, obowiązki. 
Pomiędzy przyjaciółmi zapadła cisza, która trwała, dopóki jej mąż nie zaśmiał się w głos, próbując obrócić swój przytyk w żart. 
Harry i Ginny popatrzyli po sobie nieco zmieszani. 
— Przepraszam was na chwilę — Hermiona mruknęła pod nosem. — Zaraz do was wracam. 
To powiedziawszy, skierowała się w stronę lokomotywy, gdzie wcześniej wypatrzyła dwie postacie o jasnych blond włosach. 
— Malfoy — powiedziała, stając za ich plecami. 
Wyższy z blondynów obrócił się do niej i uśmiechnął pod nosem. 
— Granger — w jego głosie słychać było rozbawienie. — Nie było cię w ministerstwie od wczoraj. Jak to znosisz? 
— Wszystko jest w porządku? 
— Dziękuję za troskę, czujemy się z synem dobrze. 
— Nie o was pytam! — syknęła i ledwo powstrzymała się od pacnięcia Malfoya w ramię. 
— Ach, o ministerstwo. Kiedy byłem tam rano — na te słowa Hermiona poczuła dziką zazdrość, która zapłonęła w jej klatce piersiowej — dalej stało i miało się dobrze. A teraz wybacz, muszę pożegnać się z synem. 
Choć Malfoy jak zwykle nie mógł się obyć bez swoich złośliwości, Hermiona skłamałaby, gdyby nie przyznała, że cudowny spokój zagościł w jej sercu, gdy tylko usłyszała, że w ministerstwie wszystko gra. Wiedziała też, że powinna się pospieszyć i odnaleźć Hugona i Rose, ale bała się wrócić do nich z uśmiechem tak szerokim i promiennym. 
Zwiesiła głowę, ukryła usta w dłoni i zachichotała. Skoro w pracy wszystko było w porządku, może jednak skusi się na obiad z Ronem? A do gabinetu zajrzy wieczorem...

37 komentarzy:

  1. http://sjp.pwn.pl/sjp/knykiec;2471730.html
    http://sjp.pwn.pl/slowniki/k%C5%82ykie%C4%87.html
    I teraz sobie usiąść i się zastanawiać :P.
    Strasznie dużo w tym rozdziale burz wszelakich maści - to burze myśli, to burze włosów. Stężenie jak dla mnie ponad normę, zwraca uwagę :P.
    Hmm, nie przygotowuj się na składny komć, dawno tego nie robiłam i już zapomniałam, z czym się to je... W każdym razie podoba mi się przedstawienie relacji Hermiony z dziećmi, jak i samym Ronem, dość realistycznie, choć nie we wszystkich aspektach. Z Hugonem naprawdę fajnie - Hermiona jest świadoma, że nie jest to idealna rodzica, dość chłodna w porównaniu do relacji męża z córką. Dlaczego? Czy Hermiona, mimo lepszego kontaktu z synem (który jeszcze nie wkroczył w wiek dojrzewania, wszystko może być przed nią xD), nieco go zaniedbuje ze względu na problemy z córką? Wyczuwałam z jej strony dość sporą tęsknotę, ale za Rose, niekoniecznie za Hugonem; trochę trudno wyjaśnić mi, co mam na myśli - wydaje mi się, że chociaż widzi, że z Hugonem mogłoby być lepiej, bardziej zależy jej na naprawieniu relacji z córką, że na tym skupiłaby całą swoją uwagę, gdyby miała taką okazję, trochę (albo więcej niż trochę) pozostawiając Hugona w cieniu.
    Z drugiej strony Ron - całkiem fajnie ukazałaś ich relację, te sprzeczki, przytyki, które wywołały zażenowanie gości, no, realistycznie. Chyba ważną rzeczą w tym rozdziale byłby fakt, że mimo napiętej atmosfery między małżonkami, Ron i tak wstawił się za Hermioną, karcąc Rose, nie zostawiając Hermiony na pastwę losu nastolatki - gdyby mieli gorszą relację (choć z pewnością nie mają najlepszej), mogłoby wyjść inaczej. Poza tym da się między nimi wyczuć sympatię, może nie jakąś obezwładniającą czy przyrównującą młodzieńczemu uczuciu, ale jest. (No i nie ma demonizowania Ronalda, fanuję).
    Z kolei Rose... jak na razie tendencyjnie. Nie mam na myśli jej jako postaci, a raczej dynamikę między nią a Hermioną. No tak typowo, tyle że w tej typowości jest też coś z życia (nie mogę odmówić), bo jednak zwykle podobnie wyglądają sprzeczki między dzieciakami a rodzicami (mówię z doświadczenia bycia dzieciakiem, hehe). Z pewnością z upływem czasu w tekście pogłębisz analizę ich stosunków, jestem ciekawa, jak to wyjdzie, skoro Rose wyjeżdża na ostatni rok nauki, a Hermiona ma na głowie MM.
    Hermiona jako ogół natomiast... wiarygodna. (Rozbudowany komć 10/10). Zastanawia mnie jej relacja z Malfoyem - co dziwne, wydała mi się najbardziej, hmm... żywa? Intrygująca? Czy może po prostu nadinterpretuję? :D Chodzi mi o zachowanie Hermiony w stosunku do niego - rozumiem, że gość pracuje w ministerstwie i dziś nie miał urlopu, tak więc Hermiona musiała sprawdzić, czy aby Anglia nie przesypuje się jej między palcami jak piasek, ale jednak wyczułam tam nutę jakiejś zażyłości, bliskości? (Zawsze może to być zażyłość jedynie na gruncie zawodowym, nie wykluczam, zdecydowanie nie shipuję :P).
    Tak poza tym, żeby podsumować, stwierdzę, że o, fajny pomysł na opieńko, na pewno jeden z ciekawszych, jakie ostatnio wypłynęły na powierzchnię.
    Czekam na nn!!!
    (PS: I nowy szablonik).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznę od środka, od Rona, ale to dlatego, że bardzo byłam ciekawa Twojej reakcji. Tym bardziej, że w tym opku mój Ron będzie dużo bardziej zbliżony do kanonicznego, nie będą na nim "siadały" moje chamskie żarty sytuacyjne (dla Ciebie niesmaczne i spłaszczające postać, którą lubisz), a na dodatek(!), nie wiem, czy zwróciłaś uwagę, to Ron jest tą osobą w związku, która dalej łazi, prosi i się stara (ale nie jak pies, w granicach dumy i szacunku do siebie), w przeciwieństwie do tego, co zwykle jest przedstawiane w ficzkach (bo tak wygodnie, Ron zrobi skok w bok i BAM!, można już wtedy wymyślać Hermionce nowe życie :D).
      W każdym razie, kreując tego Rona, myślałam dużo o tym, jak go odbierzesz i cieszę się, że Ci się spodobał!
      Czemu Hermiona ma chłodne relacje z Hugonem, a mimo to uważa je za wystarczające, raczej zostawię bez odpowiedzi, bo będzie ona powoli wypływać w następnych rozdziałach.
      I bardzo dobrze zauważyłaś, że - jako że nie jestem matką Rose i Hugona mogę to sobie tak wprost kategoryzować - Hermionie bardziej zależy na poprawie relacji z Rose, choć wychodzi jej to... marnie.
      Hermiona w tej postaci - cieszę się, że jest wiarygodna! - jest dla mnie eksperymentem, bo pierwszy raz zmierzę się z pisaniem o osobie tak z mojej perspektywy starej. Wiekiem przewyższa mnie dwukrotnie! Poza tym przyznam się, że też pierwszy raz nie kreuję charakteru w większości sama, a w znacznej mierze zasysam go z żywej postaci, którą mam okazję obserwować - to też dla mnie nowość, takie przelewanie swoich obserwacji na papier i ubieranie tego jak nowego ubrania na bohatera, który kiedyś miał swój inny, młodzieńczy charakter. Dlatego tak sobie balansuję między tym, co mogło pozostać z małej Hermiony, a tym, co chcę jej nadać tych dwadzieścia parę lat później. I właściwie osobę, która służy mi za odlew dla Hermy, chciałam opisać już dawno, ale z racji bycia z nią w zbyt bliskich relacjach, wiem, że muszę to zrobić w fanficzku, bo jeśli się na to nie porwę tu, kiedyś wydam książkę specjalnie po to, aby ją tam opisać, a wtedy ona się zorientuję, że to ona, no i będę musiała wyjechać z kraju, żeby się uchronić przed jej okrutnymi pazurami. :( :D *dramat, dramat*
      Szczerze mówiąc, nie czytam ficzków o Rose, porywam się może na głęboką wodę przez to, ale generalnie będę pisać o młodym pokoleniu, nie przeczytawszy chyba jeszcze ani jednego ficka o nim. Może narażam się na to, że nie będę mogła filtrować na bieżąco, czy moje pomysły się nie pokrywają z jakimiś, które już były, ale chyba na to walę. Dlatego ciężko ocenić mi tendencyjność relacji Rose i Hermiony, niemniej, tak jak mówisz - celowałam w taką raczej tru relację, która może wykwitnąć między matką a córką. I będzie dużo tej relacji.

      Usuń
    2. Ten opek ma mi służyć za opek bardziej skupiony na relacjach między bohaterami, niż na wydarzeniach (nie mogłam się powstrzymać, więc JAKAŚTAM tajemnica się pojawi, no ale staram trzymać się na wodzy, choć dziś w nocy miałam takie pomysły, że nie wiem, czy mi się uda :/). Będzie romans! (taki romans, że cztery razy musiałam poprawiać to słowo, bo z przejęcia nie mogłam go dobrze zapisać). Dużo romansu! Nie wiem, czy Ci spojlerować czy nie, na fejsie w sumie sama reklama była poniekąd spojlerem, a także to, na jakich katalogach blożkowych wylądowałam, ale tak to niestety jest w tych pairingowych opkach. :/ W każdym razie porwę się tu na dwa naraz (oba główne), najbardziej fejmowe hetero pary w internetach. Bój się borze.
      Przyznam Ci się jeszcze na koniec, że z racji że ten opek traktuję na pewno luźniej niż włochacza (no bo w pierwszej wersji miał być śmieszkowym harlequinem xD ale ćsi), pozwoliłam sobie na wrzucenie tego rozdziału bez oddawania go do bety (znaczy się, wylądował u niej, ale jeszcze nie wrócił, a ja ostatnio siedzę w domu i jestem w gorącej wodzie kąpana, więc taki efekt). Dlatego kajam się za burze. Chociaż w sumie są trzy na niemal trzy tysiące znaków, ale rozumiem, to rzecz dość rzucająca się w oczy (kto by przegapił burzę?).
      Cieszę się, że mój durny pomysł, który zrodził się z potrzeby, o której nie mogę głośno tu mówić, wyewoluował w coś, co Ci się spodobało!
      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  2. No jakbyś się rzucała na dwie najbardziej fejmowe pary w dziejach internetu, a zarazem cisnęła po Ronie, oj, mogłoby być srogo :'D.
    Ja ficzków o nowym pokoleniu jakoś nie ruszałam, szczerze mówiąc, ale ćśśśś, nie mów nikomu, bo podważysz mój autorytet, hehe, jeszcze wszyscy się dowiedzą, że jestem fejkiem i w ogóle to wymyślam sobie temaciki postów :'D. Właśnie w tej tendencyjnej relacji miałam na myśli taką, jak to określiłaś, tru relację między matką a córką, nie stricte między Rose i Hermioną (bo, wnioskując po reszcie pokoleń/er/pairingów/gatunków/whatever, to rodzice są marginalizowani do ekstremum i zwykle ich istnienia ograniczają się w opkach do wysyłania listów o nieistotnej (często niewspomnianej) treści i paczek ze słodyczami... No i ktoś musi fundować te szaty wyjściowe na Bal Bożonarodzeniowy, oj tak.
    Ja romanse fanuję, co prawda tylko dobre, no ale nie wierzę, że napiszesz zły, więc fanuję :D. Zastanawiam się tylko, co się stanie z twoim upodobaniem do slashu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie zastanawiam się, skąd u mnie się bierze zwracanie uwagi na relacje rodzinne (choć we włochaczu tyle tego nie ma, choć staram się pamiętać, że oni tam jednak rodziców mają :D), może stąd, że w moim życiu rodzina jest ważna.
      Moje upodobanie do slashu chyba zawsze zostanie w sferze czytelniczej, nie wiem, czy kiedykolwiek odważę się na slash we własnym opku. :D Za dużo real znajomych wie, co piszę i pod jakim nickiem, żeby się do tego posuwać, hahaha! :D

      Usuń
    2. Czyli analogicznie istnieje prawdopodobieństwo, że jeżeli w opkach częściej zwraca się uwagę na negatywne obrazowanie rodziny (traumy, przemoc fizyczna, słowna, psychiczna), to odzwierciedlenia można szukać w relacjach rodzinnych autorów? Tylko taka myśl, nic na poważnie :P.

      Usuń
    3. No mnie zawsze zastanawia (może nie przy takich fickach normalniejszych, ale np. przy tych, gdzie lasie piszą ciągłe sceny gwałtów w kontekście superpodniecającego aspektu relacji dwóch bohaterów, tu głównie zawsze mam w głowie "zabawe" mrocznej88), czy to się bierze z jakich patologicznych przeżyć. Przyznam, że chętnie przeczytałabym artykuł na podstawie wywiadów z takimi autorami. :D

      Usuń
  3. Ej, ej, mogłaś mi w mailu napisać, że się bierzesz za nowe opko, i to ScoRose/Dramione! Może za tą drugą parą nie przepadam aż tak, ale SCOROSE. Boże, kocham ScoRose.

    Komć będzie raczej krótki i więcej w nim zachwytu niż merytorycznych uwag (i może trochę powtórzeń), aaaaaale co tam, mam nadzieję, że mi to wybaczysz. ^^
    Nie lubię Hermiony w takim wydaniu. Jest bardzo kanoniczna, owszem, ale mimo wszystko jej takiej nie lubię, może dlatego, że przypomina trochę Królową Śniegu, serio - żadnych uczuć, tylko praca, praca i praca. No dobra, sama też jestem pracoholikiem, ale z drugiej strony ile można... :< Żal mi Rona i dzieciaków, serio. Dobrze widać relację Rose i Rona, tak zawsze o nich myślałam, że będą się dobrze dogadywać, bo Ruda to taka typowa córeczka tatusia... :D Hugo natomiast mnie rozczulił, bo chociaż jest dzieckiem, wydaje się rozumieć dużo więcej, niż na to wygląda.
    A Malfoy... Malfoy jest tak Malfoyowaty, że czuję, że go pokocham całym serduszkiem. :D
    Będę zaglądać, a jeśli zapomnę, to daj mi znać o nowym rozdziale, bo wiesz, ja zawsze chętnie przeczytam, tylko ten nowy blogger jest lipny, jeśli chodzi o informowanie o nowych notkach... [*]

    Pozdrawiam cieplutko. <3

    PS Twoje rysunki też kocham, nie pisałam Ci tego wcześniej, bo podczas betowania o tym nie pamiętam, ale te na blogu są cudnej urody. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no, tak wiesz, nie chciałam się na chama pchać z "ej, skoro mejlujemy i mnie betujesz, to wiesz, mam opek scorose, idź go czytać". XD Cieszę się, że rysuneczki Ci się podobają. <3 Moje serce kwitnie.
      No niestety nie wszystkich bohaterów się lubi. :c Ale Hermionka będzie tu ewlouować jak pokemon, to obiecuję!
      Hugon dużo rozumie, bo jest tu takim dzieckiem, od którego szybko się wymagało (a raczej Hermiona wymagała), by dojrzał. Poza tym często obserwuję, że w układach, gdzie jedno dziecko jest starsze, drugie młodsze, to albo się starsze przesadnie niunia, albo młodsze traktuje zbyt dorośle. Zdecydowałam się (zważywszy na Hermionę) na wersję drugą, zresztą Hugo będzie nam się trochę przewijał, więc jeszcze się to rozszerzy. :)
      W sumie ja zwykle na blożkach widzę (nie wczytuję się, bo nie czytam opek o młodym pokoleniu, ale z jakichś opisów czy zapowiedzi), że Rose jest kopią Hermiony (może to przez to ciśnienie na dramione przelane w scorose), a mnie ona właśnie zawsze bardziej pasowała na córeczkę tatusia. :D
      Malfoya najbardziej się boję. Chyba pierwszy raz boję się pisać jakąś postać, ale co mi tam, kto nie ryzykuje, ten nie je. Mam nadzieję, że sprostam i do końca będziesz go lofciać. :D
      Dobsz, dobsz, będę informować!
      Dziękuję w ogóle bardzo, że wpadłaś i skomentowałaś! <3
      Pozdrawiam ciepło,
      mózg

      Usuń
  4. Hej, wpadłam jak tylko zobaczyłam spam, bo opowiadanie zapowiadało się ciekawie. Dawno nie czytałam dobrego Dramione i to jeszcze połączonego ze Scorose, a zatem... jestem :D

    Nie myliłam się, historia zdecydowanie ma potencjał. W pierwszym rozdziale głównie nakreśliłaś nam relacje bohaterów. Cóż, ta Hermiona jest... nieco przerażająca. Tak bardzo chłodna i skupiona na pracy, zaniedbująca męża, dzieci, przyjaciół. A najgorsze jest to, że ta wizja faktycznie mogłaby się urzeczywistnić w oryginalne. Hermiona miała tendencje do stania się taką zapracowaną zołzą :D Jednocześnie podoba mi się, jak kreujesz Rona. Ma swój mózg, zależy mu na żonie, jest dobrym ojcem(czyli inaczej niż z wielu opowiadaniach Dramione). Jestem ciekawa, czy uda im się iść na spacer i trochę poprawić tę relację.
    Polubiłam też dzieci Weasleyów. Są takie... żywe. I w sumie jestem zaskoczona chłodną relacją matki z córką, bo jakoś tak w głowie miałam obraz Rose jako małej kopii Hermiony. Tutaj natomiast dziewczyna trzyma się z ojcem, a Hugo jest bardziej przychylny do matki. Ciekawa sprawa.
    Malfoya było mało, ale za to w dobrej jakości :D Czekam na Scorpiusa i oczywiście zostaję Twoją czytelniczką. Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Miło cię tu widzieć! <3
      Bardzo się cieszę, że opek Cię zaciekawił i spodobał!
      Ja generalnie za Ronem nie przepadam, więc pisanie o nim w taki sposób jest dla mnie ciężkie, ale opki wymagają poświęceń. <3

      Usuń
    2. O matko, no i 3/4 odpowiedzi mi się nie opublikowało... W każdym razie pisałam tam o tym, że będzie więcej Scorpa, że będzie więcej Malfoya, ale wyznaję logiczne opki, więc niestety będzie trzeba na rozwój wydarzeń trochę poczekać. :D Ale mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. :D

      Usuń
    3. Dzięki <3
      Haha, ale dobrze, że Twoje uczucia do Rona nie przelewają się na tekst xD
      Jasne, byłabym lekko zaniepokojona, jakby zaczęli się całować w pierwszych rozdziałach ;)

      Usuń
  5. Ojejej, teraz zamiana ról i moja tura na komcianie (jeszcze muszę zajrzeć do włochatego, bo tam mam tyły chyba w dwóch rozdziałach).

    Coś co mi się rzuciło w oczy: mogła z powodzeniem liczyć wszystkie jego żebra i mięśnie pięknie odznaczające się pod skórą
    Ale że wszystkie żebra? To byłby cholernie chudy, ale piszesz też, że miał mięśnie, a z nimi to nie da się zobaczyć żeber, a przynajmniej nie wszystkie. Tzn. tak myślę.

    No, powiem Ci, że (jak na chwilę obecną, nie ciesz się zbytnio :D) kreacja bohaterów Ci wychodzi. Hermiona jest pracoholiczką, która nie radzi sobie w domu, więc ucieka se w pracę; Ron jest taki ronowaty (w sensie tym pozytywnym, kanonowym), już ujął mnie za serducho (i ten jego przytyk na peronie i próba obrócenia tego w żary - takie smutne to było, zwłaszcza kiedy dołożyłaś do tego Potterów i ich niezręczność, że małżeństwo przyjaciół się rozpada); Rose nie potrafi powstrzymać się przed ciągłym dziubaniem Hermiony jej pracoholizmem (co w sumie każdy normalny człowiek by poparł), przez co idealnie widać, jak bardzo napięte są ich stosunki. Jedynie mam mieszane uczucia do Hugona, bo w tym rozdziale niezbyt pozwoliłaś się mu rozwinąć. Znaczy - zakładam, że będzie tym ugodowym, który chce, by jego rodzina trzymała się razem (tutaj mogło się uaktywnić ronowate przywiązanie do rodzinki), nie chce też obierać żadnej ze stron (czy tylko ja oczami wyobraźni widziałam go jako takiego Krukona? xD). I Rose jest w Slytherinie? To "na Salazara" jest dość wymowne. Już się nie mogę doczekać, co tam dalej się będzie kryło. A o Draco się nie wypowiem na razie, bo za dużo wiem i mogę być nieobiektywna. A! I propsy za te wspaniałe porównania - szczególnie ujęło mnie porównanie ciszy do zimnej, nieprzyjemnej lateksowej powłoki. ❤

    Pozdrawiam,
    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak w ogóle rozwaliło mnie, że masz 80% rozdziału trzeciego, kiedy rozdział drugi stoi z dumnym 0%. xD

      Usuń
    2. Dziekuje za komcia! <3
      No, Włochacz prze do przodu, dziś kolejny rozdział wrócił do mnie od mojej bety i no, ale 11 ujrzała światło dzienne wczoraj, wiec jeszcze na 12 będzie trzeba chwile poczekać. :D ale zapraszam!
      No właśnie nie wiem, co ja miałam na myśli z tymi wszystkimi zebrami, musze to poprawić. :c
      Hugo znajdzie więcej swojego miejsca w późniejszych rozdziałach, ale nie ukrywam, że nie będzie odgrywał pierwszoplanowej roli.
      Co do "na Salazara" - tu juz mogę od razu powiedziec, że potraktowałam to bardziej jako takie "cholera", "na Godryka" kojarzy mi się bardziej z poprawnym przy rodzicach "kurcze blade", a chodziło mi o coś mocniejszego, co rodziców z punktu widzenia Rose mogłoby bardziej rodziców zapiec w uszy. :D Rose zostawię w Gryffindorze, mimo wszystko jest za bardzo córeczka tatusia Weasleya.
      Jak jestesmy przy temacie domow, to wrócę jeszcze na chwilę do Hugona - odgadlas mój niecny plan! :D
      Ciesze się, że porównania się spodobały, pozwoliłam sobie trochę popłynąć w tym temacie, tu mam do tego jednak trochę szersze pole niż we wlochaczu. <3
      No i wiesz, przy drugim rozdziale jest zero z tego powodu, co Ci mejlowo pisałam. xD W ogóle tak się wczułam w Hermione i jej perspektywę, że boje się chwilowo tykac Rose, bo obawiam się, że będę nieobiektywna. xD
      Pozdrawiam ciepło,
      mózg

      Usuń
  6. Tu Syri z anonima. Nabijania statystyki ciąg dalszy. Na razie napiszę krótko, bo jestem po zajęciach, na których prowadząca dokarmiła moje narcystyczne ego i wciąż się jaram, i czuję niesprawiedliwie wybitny, więc powiem tylko tyle:
    Czytając to opko z automatu porównuję je z włochaczem. Nie wiem, czy dobrze robię, czy intuicyjnie. Ale powiem ci zaraz, co mam na myśli.
    Pozwól, że teraz ja dowalę analogią.
    Zmorą początkujących (i nie tylko, o zgrozo) artystów jest to, że nawet jeśli ich rysunki są ładne, to wszystkie twarze, nosy, usta, wszystko wygląda tak samo... u ciebie tego nie ma. To znaczy lubię ten przygodowy wydźwięk Włochacza, swobodny styl, żarciki na każdym kroku i sposób prowadzenia narracji. Tutaj jest trochę inaczej. Jest bardziej melancholijnie, obyczajowo, pastelowo... tak to sobie obrazuję. Ale nie zanudzasz, opisujesz to jak Hermiona chodzi po dywanie czy wspomina matkę w taki sposób, że mogę czytać z wywieszonym jęzorem (no dobra, jestem w BUWie, to nie, bo ludzie patrzo), zresztą, co ja będę mówił. Wiesz, że jestem fanboyem namber łan twojej twórczości i będę ci słodzić.
    Czekam na twoją pierwszą, autorską powieść z dedykacją.
    O, komć mi wyszedł zaskakująco długi jak na spontaniczny przypływ weny komciowej i wylewanie swoich refleksji świeżo po przeczytaniu opka.
    Buziam i ściskam z zaśnieżonej stolicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie wiem, czy to dobrze, że porównujesz je z włochaczem, ale ja też to robię, więc jeśli robimy coś źle, to robimy to źle razem. <3
      Hahaha, analogia zupowa. <3
      Ależ ja zaprzeczam! U mnie wszystkie twarze, nosy i usta wyglądają tak samo! Bo to zwykle kropki służące za oczy i krzywe linie służące za usta. :D Tu wyjątkowo przy Rose jest nos... ale nosów u mnie nawet zwykle nie ma. Jestem artystą beznosym.
      Mam migrenę, dlatego trochę bredzę.
      Dziękuję Ci bardzo za komcia, byłam wtedy na kawie, która nie była kawą, czym się bardzo zawiodłam, a potem zobaczyłam takie kochane komplementy i normalnie aż mi się poprawił dzień, mój ty fanboyu. <3

      Usuń
    2. W ogóle zauważyłem rysunkowy "progres" u ciebie. Bo twoje "hogwartowe dzieciątka" nie mają nosów, mają kropki zamiast oczu, Rose tak samo. Maks ma już gałki oczne, a ja i gałki, i nos! Toż to ewolucja! Teraz tylko czekać, aż dotrzesz do etapu brwi. xDD
      Lubię poprawiać dni. :'D Mój dzisiejszy dzień jest przenarcyrzony, hahah.

      Usuń
  7. Zacznę od dygresji nie całkowicie na temat. Najpierw chciałam powiedzieć Ci kilka słów o moim śledzeniu Twoich blogów. Trafiłam na włochate serce jakoś tam, nie pamiętam jak, ale w ogóle blog mi się spodobał, bo dodałam go do obserwowanych :p Pomyślałam: "no, dziewczyna ma talent i dobry pomysł. Czego chcieć więcej?". No i nie mam żadnego wyjaśnienia, dlaczego nie jestem na bieżąco z tamtą historią. Serio, nie mam. Ale spokojnie, zbliża się sesja, także jest duża nadzieja, że nadrobię :D Dobra, koniec dygresji.

    Przyznam (wcale nie w odwecie! :p), że generalnie nie jestem wielką fanką Dramione. Wielkim wrogiem też nie, ale nie do końca czaję zafascynowanie tą parą. O ile sympatię do Dracona i upatrywanie w nim bohatera tragicznego jestem w stanie zrozumieć, to popularność połączenia go z Hermioną nadal mnie zadziwia. Powiedzmy, że może to być ciekawe wyzwanie: doprowadzić do siebie te dwie kanoniczne postacie. Między innymi dlatego czytam podobne opowiadania. Zdarza się, że ktoś ma naprawdę oryginalny pomysł i tak, zdaje się, będzie również w przypadku tej historii. Poza tym pojawiła się zapowiedź również drugiego paringu: Scorose, który na pewno wolę od Dramione. A te dwa paringi w jednym opowiadaniu mnie zaintrygowały!
    To, co absolutnie zachwyciło mnie w tym rozdziale to Ron! A konkretnie brak jawnej nienawiści autora do tej postaci. Zdaje mi się, że w internecie panuje powszechna niechęć do niego, której nie rozumiem. Może i Ron nie był moim ulubionym bohaterem HP, ale, bez przesady, zrzucanie na niego winy za zło całego świata, wydaje mi się niesprawiedliwością. Zazwyczaj w opowiadaniach Dramione, które starają się być chociaż trochę kanoniczne, istnieje potrzeba "wyeliminowania" Rona i ukazuje się on jako wcielenie najgorszych istniejących męskich cech. Rozumiem, że Ron nie był idealny, bywał prostacki, ale przecież znaliśmy go jako dzieciaka. Skąd założenie, że nie mógł wyrosnąć na porządnego mężczyznę? Nie rozumiem. Szczególnie ironiczne zdaje się to być, gdy jest używane w tych samych opowiadaniach, w których Draco (który naprawdę w kanonie był chamem i tchórzem) przedstawiany jest w samych superlatywach.
    Ale to oczywiście zarzuty nie do Ciebie! Zrobiłaś to pięknie. Nie wyczułam żadnego negatywnego ładunku emocjonalnego wobec Rona. Wręcz przeciwnie, Twój Ron budzi nawet sympatię. Wygląda w tej chwili trochę tak, jakby wina za brak porozumienia w małżeństwie leżała bardziej po stronie Hermiony. Ale sądzę, że to lepsze rozwiązanie, niż sugerować winę Rona. Hermionie to nie zaszkodzi i tak ją wszyscy lubią xD Bardzo mi się podobały ich dialogi/sprzeczki. Miałam nawet taką myśl: "wow, szacun, taka młoda dziewczyna, a potrafi napisać tak dojrzały i mądry tekst" :p
    Teraz nie wiem czy miałam jeszcze jakieś ważne myśli, bo czytałam to już kilka dni temu. Chyba przekazałam to co najważniejsze. Póki co podoba mi się kreacja bohaterów. Jestem ciekawa jak to rozegrasz dalej.
    Pozdrawiam Cię serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, ha! Ja to mam zwykle tak, że bardzo nie lubię nadganiać czytania, dlatego mam problem z blogami, bo ja to bym chciała ewoluować w czasie z historią. A jak trafiam na kobyłę, gdzie mam 30 rozdziałów, to mnie szlag trafia, bo zanim ja dojdę do jakiegoś nowszego, to już zapominam, co chciałam skomciować o pierwszych, no i tak... A przyznam, że nie każdemu chce mi się pisać komcie pod każdym zaległym rozdziałem, to zwykle robię z tfórczością osób, które lubię, no albo ich opka są takie omg pro, szczęka na ziemi. Mówię to w kontekście tego, że jakoś mnie bardzo nie dziwi, że do włochacza ciężej jest się zabrać. Bo ja sama tak mam. Ostatnio w ramach odświeżenia przeczytałam sobie znów wszystko, co napisałam, no i trochę tego jest, chyba z cztery dni się przez to przebijałam, aktualnie ponad 40 tysięcy słów... a łącznie z nieopublikowanymi rozdziałami niemal 60. :D

      Ale dobra, kończę bredzić i idę dalej.
      Fanka Dramione? Ja też nie jestem fanką Dramione. Ani Scorose. Ale generalnie ja tak mam - nie piszę o tym, co lubię. Znaczy to nie tak, że uciekam od tego z krzykiem, ale fanką to ja się mogę nazwać Drarry! A - absurdalnie - Drarry raczej nigdy w życiu się nie podejmę.
      Cieszę się, że Ron Ci przypadł do gustu. Zależało mi na tym właśnie, aby przedstawić go od innej strony, serce me rośnie, gdy widzę, jak to się przyjęło. Bardzo też się cieszę, że nie czuć złego ładunku emocjonalnego wobec Rona, choć mam go w sobie na pęczki, bo Rona nie lubię. <3
      Generalnie to też nie będzie tak że Rona całkowicie wybielę, a Hermiona zostanie nowym Ronem blogosfery... ale to w następnych rozdziałach. :3
      Pozdrawiam ciepło,
      mózg

      Usuń
    2. Heh, to się cieszę, że mnie rozumiesz :D W każdym razie uważam, że piszesz na tyle dobrze, że warto mi poświęcić trochę czasu na włochacza i na pewno w końcu to zrobię! (publiczna deklaracja na propsie :p)

      Jasne, wcale nie oczekuję, że Ron tu będzie święty. Zresztą nie oszukujmy się, praktycznie nigdy wina za rozpad małżeństwa nie leży całkowicie po jednej stronie.
      To tym bardziej należy Ci się uznanie, jeśli nie lubisz Rona, a zdołałaś tak dobrze to ukryć :D Czekam na następny rozdział :)

      Usuń
  8. Bardzo podoba mi się początek! Ogólnie prawdę mówiąc nie przepadam za postacią Rona, chyba z całego Harrego lubię go najmniej. No może Pettigrew wygrywa ten pojedynek, jednak jak dla mnie sparowanie Rona i Hermiony było czystym porozumieniem, bo tak niesamowicie mądra kobieta w życiu nie mogłaby być z takim osobnikiem jak Ron, który moim zdaniem jest po prostu dość.. tępy. No, ale mimo wszystko zawsze jakoś próbowałam trochę go usprawiedliwać.. Co do samego opowiadania to ciekawie przedstawiłaś początek i relacje Rona i Hermiony, podoba mi się to, że nie jest to pokazane, że pyk Draco nagle dostaje olśnienia i zamienia się w niesamowitego super faceta, bo w to nigdy nie udaje mi się wierzyć i zastanawiam się co autor miał na myśli. Daaalej, relacja Rose - Hermiona - Hugo intryguje. Wiadomo, że w takim wieku wszystkie dzieci mają odmienne zdania niż rodzice i zastnawiam się jak dalej to się rozwienie i co dzieci będą sądzić na temat rozwodu/rozstania? Tego nie wiem, ale czekam z niecierpliwością na następny rozdział! Pozdrawiam i do usłyszenia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, no nie przesadzajmy! Ron nie był aż TAK tępy. Co prawda nie lubię go, a kreacja filmowa spłaszczyła go strasznie, charakterologicznie z Hermioną wg mnie do siebie nie pasują, ale no już nie róbmy z Mionki takiego inteligenta, a z niego tępaka, co literek w alfabecie nie rozróżnia. :P
      Cieszę się niezmiernie, że sposób przedstawienia postaci i powolny proces przemiany, na jaki się zdecydowałam, przypadł Ci do gustu. :)
      Pozdrawiam ciepło i bardzo serdecznie dziękuję, że zajrzałaś i zostawiłaś komentarz! <3

      Usuń
  9. Powiem szczerze, że nie mam pojęcia jak trafiłam na Twojego bloga. Chyba kiedyś zauważyłam Twoją nazwę w komentarzu, lub przez drogę pantoflową czyli Spam; nie wiem, w każdym razie nie żałuję.
    Czytałam poprzednie komentarze, ba!, miałam nawet nazwę Twojego bloga zapisaną w komputerze, abym skomentowała pierwszy rozdział. Co mogę powiedzieć? Ja osobiście i nieosobiście też uwielbiam taki styl pisania, jaki reprezentujesz. Nazywam go "rzeczywistym stylem", gdyż opisujesz sytuacje, przedmioty, uczucia i myśli w taki sposób, że naprawdę wierzę w każde Twoje słowo. To jedno z lepszych odczuć odnośnie treści.
    Lubię omijać kanon, gdyż kreowanie postaci samemu sprawia mi większą frajdę, jednak nie mogę powiedzieć, że nie lubię czytać opowiadań w większej mierze opierającej się na kanonie. W pierwszym rozdziale dałaś nam jakby tylko posmakować tej Hermiony, która zatraciła się w obowiązkach. Bardzo podoba mi się to, że wszystko jest subtelne, ale dociera do mnie co chcesz przekazać. Właśnie tak zawsze sobie wyobrażam opowiadanie, które przekazuje coś ważnego.Mózgu Leniwca, jesteś po prostu niesamowita.
    Pozdrawiam serdecznie i oczywiście dodaję do obserwowanych!
    Endory

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, droga Endory! Twój komentarz był dla mnie zwieńczeniem masy pozytywnej energii, którą dały mi te wszystkie komcie od Was, co zmotywowało mnie na tyle, że napisałam dziś rozdział drugi i skończyłam trzeci. <3

      Bardzo mi miło słyszeć takie słowa, no bo ja lubię pisać rzeczywistość. A przynajmniej staram się ją pisać na tyle, na ile umiem. Doceniam słowa uznania. :)
      Ja nie lubię omijać kanonu, ale czasami sobie pozwalam. Jeśli takie wolisz ficzki, mogę Cię zaprosić na drugie moje opowiadanie pt Włochate serce, które jest alternatywą. Łamię tam trochę kanon, ale mimo wszystko staram się być przy tym dość kanoniczna (trochę mi wyszedł oksymoron, ale taka prawda :D).
      Mam nadzieję, że drugi rozdział też przypadnie Ci do gustu, choć będzie trochę mniej subtelny, ale to ze względu na perspektywę, którą tam przedstawię. Niemniej jednak serdecznie zapraszam. :)
      Pozdrawiam ciepło,
      mózg

      Usuń
  10. Sposób, w jaki piszesz, jest tak dobry, że nie jestem w stanie tego opisać! Taki wypracowany styl... no marzenie.
    Wydaje mi się, że trafiłaś idealnie w Hermionę kilkanaście lat później. Właśnie taką ją sobie wyobrażam: maszyna do pracy i mimo że dobra, to niezdolna za bardzo do tworzenia takiego rodzinnego ciepła. Trochę za dużo tego powtarzania 'gdybyś częściej bywała w domu', przynajmniej jak dla mnie. Ron wyszedł na trochę wybielonego, bo jednak w książce nie był on ideałem męża. Ale to dopiero pierwszy rozdział, także na razie tyle ode mnie :)
    Uwolnij słowo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, bardzo mi miło, że tu zajrzałaś!
      Dziękuję za wszystkie pochwały, serducho rośnie. :)
      Częste powtarzanie tego samego było celowe, miało zmęczyć i dać obraz takiej czepliwej, męczącej, upierdliwej atmosfery.
      Ron - jak najbardziej - jest wybielony, na razie też jest to celowe. Ale tak jak mówisz - to pierwszy rozdział i w każdym będę się starała coraz bardziej poszerzać obraz tej relacji, każdy kolejny będzie kolejną odsłoną. :)
      Pozdrawiam Cię serdecznie i dzięki za komentarz! ;)
      mózg

      Usuń
  11. Well, przyszłam do ciebie kochana. Co do Włochatego Serducha, to trochę je zaniedbałam i w ferie jak znajdę więcej czasu to na pewno wpadnę.
    No, ale Dramione od ciebie to nie mogłam sobie odpuścić.
    Kocham twój styl pisania. Jest taki przejrzysty, lekki i bardzo ozdobny. Już po pierwszym rozdziale jestem pewna, że możesz rywalizować z Sheireen Nightshade o tytuł best Dramione.
    Co mnie tknęło? Ludzość, lel, dosłownie. Ujęłaś rodzinę Weasley'ów tak ludzko. Zawsze, jak ktoś już o nich pisze, to jest to na zasadzie: Dom wariatów, pełen czarów i bez typowych rodzinnych problemów, a ty przełamałaś ten schemat i to bardzo przyjemnie.
    Fajnie ujęłaś Rona. Po dziurki w nosie mam despotycznego, psychopatycznego Rona, który to znęca się nad Mionką. Tu wytworzyłaś bardzo fajną relacje, z której prosto jest wybrnąć.
    Hermiona jako pracoholik to akurat kanon kanonów, ale czy ty piszesz szablon czy nie to i tak jest genialnie, więc biere wszystko :P
    Hugo i Rose... Well, bardzo lubię Rose. Taka typowa nastolatka. Kolejnym odejściem od Kanonu jest to, że uwielbia swojego tatę, bo zazwyczaj w innych opkach na widok obu rodziców dostaje odruchu wymiotnego. Ale wiadomo, córeczka tatusia musi być. Hugo, to Hugo, zawsze cichutki, spokojniutki i zakompleksiony, ale czuję, że nas jeszcze zadziwisz.
    Po końcówce wnoszę, że Astoria już nie żyję? No przecież inaczej nie będzie wielkiej lof!
    Czekam na next i cię obserwuję :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo! Jak miło Cię widzieć. :) Kopę lat. XD
      Nie mów mi tak ładnie, bo urosnę, a wtedy będę musiała wymieniać ciuchy i nie będzie mi się to kalkulowało finansowo. XD :*
      Nie wiem, kto to Sheireen Nightshade. :( I zwykle boję się takich haseł po pierwszym rozdziale, on bo co jak się zawiedziesz?
      Kanoniczna Rose nie lubiła taty? O.o Cy blożkowa? Nie kojarzę, aby w kanonie była mowa o jej sympatiach czy antypatiach względem rodziców.
      Next już dziś, już jest więc zapraszam!:P

      Usuń
  12. Hej, cześć i czołem! :)
    Od razu uprzedzam, że komentarz nie powali swoją długością ani treścią, bo jestem po prostu beznadziejna w komentowaniu czegokolwiek. :P
    Ok, przejdę może o treści właściwej komentarza. ;)
    Zacznę od tego, że trafiłam tu poprzez spam na moim blogu, a opis mnie zaciekawił (lubię Dramione i Scorose, więc no ;)), toteż wpadłam i... nie zawiodłam się. ;)
    Pierwszy rozdział naprawdę przypadł mi do gustu. Czyta się go naprawdę lekko. Ładnie opisujesz bohaterów, dialogi również są dobrze rozbudowane, więc duuuży plusik. ;D
    I powiem szczerze, że Ron, jak go nie lubię, to w twoim opowiadaniu jest nawet spoko. Tylko głupio postąpił, jak palnął tekst o obowiązkach. Taki typowy Ron. xd
    A Hermionę, jak zawsze bardzo lubię, to tutaj trochę mnie zniechęciła. Nie chodzi mi o to, że źle ją kreujesz czy coś, bo tak nie jest - dobrze wychodzi Ci opisywanie Miony jako pracoholiczki, tylko nie przywykłam do takiej Hermiony. Zazwyczaj w fanfick'ach jest zupełnie inaczej przedstawiana, a tutaj czekało mnie zaskoczenie.
    I wydaję mi się, że Draco w jakimś stopniu poczuwa się do ojcostwa. Nie wiem, jak mogło to wyglądać wcześniej, ale samo to, iż odprowadził Scorpiusa na pociąg, to już coś. ;D
    Lubię Twój styl pisania. Naprawdę. Tekst mi się nie dłuży, a przeciwnie - z niewiadomych powodów (może nie tak niewiadomych, bo opowiadanie zaczyna się fajnie xd) chce się czytać dalej, i dalej, i dalej... I tak w kółko. xD I, jak skończyłam czytać, to było takie: "To już koniec?".
    Nomć, także to chyba wszystko, co miałam do powiedzenia. ;)
    Mam nadzieję, że Cie za bardzo nie zanudziłam moim komentarzem, bo wiem, że czasami wychodzą takie nijakie. :P
    Pozdrawiam i dużo weny życzę! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, zapomniałam. :P
      Bardzo fajny obrazek. ;D Prosty, ale ma coś w sobie. ^^

      Usuń
    2. Hej! Bardzo dziękuję, że zajrzałaś, przeczytałaś i skomentowałaś. :)
      Serce me się raduje, że opisy i dialogi przypadły Ci do gustu, no i że kreacja Rona się podoba. :)
      Tu Hermionę ciężko ubić, ale właśnie tak chciałam - przełamać pewien schemat i przyzwyczajenia czytelników. :D
      Oczywiście, że Draco odprowadza Scorpa na peron! Robił to już w "19 lat później", stąd uznałam, że poczuwa się do obowiązku i później. :)
      Pozdrawiam ciepło,
      mózg

      Usuń
  13. Koło twojej twórczości kręciłam się już jakiś czas, ale nigdy nie zabrałam się za włochate serce. Nie wiem czemu. Może dlatego, że ostatnio u mnie krucho z czasem i nie widzi mi się długie nadrabianie treści. xD Ale jak zobaczyłam, że zaczęłaś nową historię to pomyślałam, czemu nie? ;)
    Jeśli chodzi o ten rozdział, to go połknęłam niczym młody pelikan. Bardzo spodobała mi się kreacja Hermiony. Istna z niej pracoholiczka i fajnie pokazałaś, jak bardzo jej podejście do pracy wpływa na rodzinę. Super. Rona od razu polubiłam. Jest takim dobrym ojcem i mężem, któremu nie jest lekko i w tym układzie jestem po jego stronie.
    Ogólnie historia zaczyna się ciekawie, więc na pewno przeczytam resztę.
    Tak, zostaję tutaj, masz nowego czytelnika. ;)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  14. 30 year old Developer II Ira Bottinelli, hailing from Madoc enjoys watching movies like Joe and Foraging. Took a trip to Old Towns of Djenné and drives a Expedition. przegladaj strone

    OdpowiedzUsuń

Bardzo motywują mnie komcie. Komcie robią mi dzień. Każde - i te z krytyką, i te z pochwałami. Lubię znać myśli czytelnika, które wywołuje w nim mój tekst. Co go rozbawiło, zasmuciło, co było słabe, co fajnie się czytało, co było trafionym pomysłem, a co wygląda na kompletną pomyłkę - wszystko!
Uwaga! Nie uznaję zasady "czytanie za czytanie", więc jeśli wchodzisz tu tylko po to, żeby zostawić mi komentarz bez treści, bo liczysz, że zajrzę do Ciebie i Cię skomentuję - możesz od razu sobie odpuścić. Oczywiście zawsze w wolnej chwili zaglądam na blogi czytelników, ale nie zmuszam się do czytania i komentowania Waszych tekstów, jeśli uznaję, że mi się nie podobają.
Theme by Lydia | Land of Grafic