19 stycznia 2017

2. Uciekając przed szlabanem

— Ty durny błotoryju! — krzyknęła Rose i zamachnęła się w stronę Hugona, ale ten odskoczył z zadziwiającą szybkością, więc jej ręka tylko ze świstem przecięła powietrze. Dziewczyna fuknęła niezadowolona i już się przymierzała, by ruszyć do kolejnego ataku na brata, ale w tym momencie jej uszu dobiegł surowy głos:
— Weasley, proszę o spokój! — powiedziała profesor McGonagall. — Jedno i drugie ma się natychmiast uciszyć. Panie Weasley, wydaje mi się, że to nie jest stół pana domu.
Wicedyrektorka zacisnęła usta w wąską linię i zmarszczyła brwi. Rose wydawało się, że gdyby nie obecna wściekłość na brata, która nieco ją rozkojarzyła, z powodzeniem mogłaby gołym okiem liczyć zmarszczki, które porobiły się profesor transmutacji wokół warg.
— Oddaj mi różdżkę — Rose zwróciła się do brata.
— Oddam ci ją, jak oddasz mi mój dziennik — odparł.
McGonagall zmierzyła Hugona rozzłoszczonym spojrzeniem.
— Panie Weasley, jeszcze raz powtórzę: proszę wrócić do swojego stołu. A pani — zwróciła się do Rose, gdy jej brat smętnie powlókł się do stołu Krukonów — chyba powinna lepiej pilnować swojej różdżki. W obliczu niebezpieczeństwa byłaby pani już martwa, skoro brat na piątym roku był w stanie ją pani odebrać.
Dziewczyna fuknęła pod nosem, ale nie chcąc drażnić opiekunki, klapnęła na siedzenie i wróciła do jedzenia. Irytował ją fakt, że McGonagall jak zwykle stanęła po stronie Hugona, a ona pozostała sama: bez różdżki, bez racji, ba, nawet bez tego głupiego dziennika, który mógłby jej posłużyć za kartę przetargową... gdyby tylko go miała.
— Nie wkurzaj się tak, różdżka to nie wszystko — powiedział Albus, po czym starł z brody ściekające mleko.
— Tak? To może dasz mi swoją do czasu, aż nie odzyskam własnej?
— To byłoby nielogiczne — wtrąciła Amanda Vane, która siedziała naprzeciwko nich. Sączyła sok dyniowy przez słomkę i wytrzeszczała na Albusa i Rose swoje wielkie jak tłuczki oczy. — Gdybyśmy zostali zaatakowani i to ty byłabyś w posiadaniu różdżki Albusa, nie dokonałabyś przy jej użyciu tyle, ile mógłby zrobić Al. To jego różdżka.
Rose wywróciła oczami.
— Zapewniam cię, Al, że nikt nas nie zaatakuje przez najbliższe trzy godziny. To jak będzie z tą różdżką?
— Orientuj się! — krzyknął ktoś z oddali, a Rose automatycznie odwróciła się i skuliła w sobie.
Może gdyby grała na pozycji szukającej, cudowny refleks uchroniłby ją przed tym, co miało nastąpić, ale w jej ocenie jako zwykła ścigająca nie miała szans. To był jeden z tych momentów, kiedy czarodziej siedzi na krześle i nie jest w stanie nic zrobić, jak tylko obserwować wirującą w zwolnionym tempie różdżkę, która niepokojąco leci w jego stronę, a potem, ku uldze wszystkich zgromadzonych, dosłownie o cal mija jego głowę, by chwilę później z głośnym pluskiem wpaść do miski z owsianką Albusa Pottera i ochlapać mlekiem i kawałkami rozmiękłych płatków siedzących obok Gryfonów.
Rose zamrugała powoli. Coś głośnego i rozwścieczonego obudziło się w jej wnętrzu, coś, co miało długie pazury i na pewno kąsało. Chciało z dna wydostać się na powierzchnię, przejąć kontrolę i wydrzeć się na całą Wielką Salę, a potem bić Hugona Weasleya po głowie najgrubszym podręcznikiem, jaki by trafił w jej ręce, najlepiej „Historią magii dla wytrwałych”. Podniosła rękę z kolana i starła nią mleko i płatki, które trafiły na jej prawy profil, wciąż zwrócony w kierunku stołu.
— Rose, ha, ha, ha, spokojnie — powiedział Albus, siląc się na poważny ton. Nie mógł jednak powstrzymać wyrywających się prychnięć i chichotu.
— Zabiję — warknęła pod nosem. — Zabiję tego ghula.
— Nie, bo, ha, ha, ha, Azkaban!
— W nosie mam Azkaban — rzuciła Rose, wstając.
Sięgnęła po swoją różdżkę, strzepnęła ją kilka razy, aby pozbyć się nadmiaru mleka, po czym dumnie wymaszerowała z Wielkiej Sali i udała się do pokoju wspólnego Gryffindoru. Złość gotowała się w jej wnętrzu, ale nie mogła sobie pozwolić na kolejne wybuchy w szkole. Już nawet nie chodziło o to, że miała opinię wariatki, a koledzy Abusa śmieli się z niej, że kolor włosów zawsze prędzej czy później weźmie górę. W zeszłym tygodniu zaliczyła dwie reprymendy od McGonagall, w tym — jedną. Obawiała się, że kolejna skończy się utratą punktów i szlabanem. A nie wyobrażała sobie, że miałaby jeszcze choćby jeden raz w życiu znosić coś tak upokarzającego jak odpracowywanie kary pod nadzorem Scorpiusa Malfoya.
Warknęła pod nosem na samą myśl o tym głupim blondasku, który swój hogwarcki wyścig szczurów o jak najlepsze stopnie musiał zwieńczyć jeszcze tym, że został prefektem naczelnym. O, z takiej córki to by się jej mama cieszyła. Wtedy by mówiła, że jest taka dumna, że zawsze wiedziała, że Rose obejmie po niej stanowisko Ministra Magii. A tak, co jej pozostawało? Kolejny gracz quidditcha pod dachem. Och, co prawda jej rodzicielka jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy, bo Rose skrzętnie omijała ten temat i wykręcała się za każdym razem, gdy mama próbowała napomykać o owutemach i pracy w ministerstwie. Tylko tata i ciocia Ginny wiedzieli o jej planach i przygotowaniach. O marzeniach, które dzięki rozmowie kwalifikacyjnej, którą ciocia jej załatwiła, może miały szansę się ziścić.
Dlatego teraz musiała każdą wolną chwilę poświęcić ćwiczeniom. Będzie biegała, robiła pompki i trenowała dniami i nocami. Pożegna się z tłustymi stekami i słodyczami z Hogsmeade. Obrała już swój kierunek, a ponoć kiedy kobiety z rodziny Granger stawiają sobie coś za cel, nie ma na świecie siły, która mogłaby im w tym przeszkodzić.
Kiedy weszła do dormitorium, zaraz pierwsze kroki skierowała w stronę łazienki. Wsadziła różdżkę do zlewu i odkręciła wodę, aby zmyć z niej resztki jedzenia, a następnie zdjęła poplamioną koszulę i mundurek.
— S-sooo? — usłyszała mruknięcie dochodzące z pokoju. — O so chozi?
No tak. Amber McLaggen znowu zaspała. Rose westchnęła głośno i w samym staniku wmaszerowała do sypialni.
— Wstawaj, leniwcu! — krzyknęła, podchodząc do swojego kufra. — Amber, ty ognisty ślimaku, już prawie koniec śniadania.
— Śniadania?! — zawołała przerażona dziewczyna. Jej mysie włosy były tak rozczochrane, jakby przez całą noc tarzała nimi o poduszkę. Na zaspanych oczach widać było resztki wczorajszego, niezmytego makijażu. — Nie obudziłaś mnie? Weasley, to, że masz matkę Minister Magii, wcale nie oznacza, że masz mniejsze szanse, że cię któregoś dnia uduszę we śnie.
— Mi ta matka zwisa i powiewa — rzuciła Rose, prychając pod nosem. Stała przy łóżku i nadąsana zapinała guziki nowej, czystej koszuli.
— Na Merlina, wiem przecież, żartuję sobie.
— To może podaruj sobie głupie żarty na temat mojej matki, skoro dobrze wiesz, że mnie drażnią, i zaczniesz wkładać koszulę i kieckę. Za chwilę zaczynają się lekcje, a ty dalej siedzisz na łóżku. I zmyj makijaż, bo wyglądasz jak inferius. Po co ty się w ogóle malujesz? — spytała na odchodnym, kolejny raz idąc do łazienki.
Musiała zrobić coś z tą przeklętą koszulą. Jak chodziła do Hogwartu, jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się przebierać ciuchów o poranku. Czuła się lekko sieroco, mając siedemnaście lat i nie wiedząc, gdzie pozostawić ubrania, aby skrzaty je znalazły. Wiadome było, że wieczorową porą kładły je po prostu na półce w łazience, ale jej obawę budziła niewiedza, na jakiej zasadzie to się w ogóle odbywało.
Czy skrzaty miały na tę półkę ustawione jakieś specjalne zaklęcie czujnikowe? Czy może przychodziły po ich ciuchy na tyle późno, żeby mieć pewność, że wszystkie dziewczęta już leżą w piżamach? A może ubrania same znikały, może ta półka była objęta czarem przenoszącym, który deportował je do… no właśnie, dokąd?
Czy jeśli usiadłaby na tej półce, znikłaby tak samo jak ich ciuchy?
Rose potrząsnęła krótkimi, rudymi włosami, rzuciła koszulę i mundurek tam, gdzie zwykle pozostawiała brudne ubrania, po czym niemal wybiegła z łazienki. Im mniej będzie się nad tym zastanawiała, tym będzie bezpieczniejsza. I tym mniejsze ryzyko, że znów oberwie jakiś szlaban.
Przed oczami momentalnie stanęła jej wizja profesor McGonagall, która po tygodniu nieobecności Rose na zajęciach odnajduje ją w pralni bez drzwi i okien, całą zagłodzoną i zmarnowaną…
Nie, stop.
Umówiła się z opiekunką, że skończy z tym głupim fantazjowaniem.
— Rose, dziecko. Sama widzisz, że ta twoja wyobraźnia nigdy nie przyniosła ci niczego dobrego — zwykła mawiać wicedyrektorka.
Dziewczyna porwała z komody przy łóżku torbę z książkami i w podskokach zbliżyła się do Amber.
— Coś ty taka nadpobudliwa? — Przyjaciółka zmierzyła ją wzrokiem. — Znowu coś odmalowałaś? W ogóle czemu się przebierałaś przed zajęciami?
Rose zasępiła sie nagle, przypominając sobie o bracie.
— Hugo sobie ubzdurał, że zabrałam mu dziennik. Jakby mnie w ogóle interesowały te jego idiotyczne, zakompleksione zapiski. Siedziałam sobie z Albusem, a ten gówniarz, jak taki największy tchórz, podszedł za moje plecy i zgarnął mi różdżkę spod łokcia, wyobrażasz sobie?
— I dlatego musiałaś się przebrać?
— Nieee — powiedziała Rose przeciągle. Pokręciła głową z niesmakiem. Ta Amber nie mogła się niczego sama domyślić, wszystko jej trzeba było wyjaśniać. — Hugo rzucił różdżką, a ona wpadła do owsianki Albusa.
— Dostałaś szlaban?
— No wiesz? — spytała oburzona Rose. — Dlaczego pytasz, czy to ja dostałam szlaban? Czemu nie zakładasz nawet, że Hugo mógłby oberwać?
Amber spojrzała na nią przeciągle.
— A, tak jakoś. To nic osobistego.
— Jasne — fuknęła dziewczyna i poprawiła opadający na nos wielki pukiel włosów.
Jakby mało miała powodów do nienawidzenia swojej mamy, musiała po niej odziedziczyć jeszcze grubość i objętość włosów. Na szczęście nie były aż tak szczecinowate jak szopa Hugona, a przy odrobinie odżywki nie sterczały jak kłaki matki, ale i tak wkurzały ją na każdym kroku. Przy trybie życia, jaki prowadziła, nie wchodziło w grę zapuszczanie włosów, a niestety przy tak krótkiej fryzurze jej grzywka zachowywała się jak sprężyna. Im dłużej próbowała ją rozprostować, ten głupi pukiel tym bardziej zawijał się i lokował. Dobrze, że chociaż kolor włosów miała po tacie.
— Idziesz na zaklęcia? — spytała Amber i stanęła przy wyjściu z dormitorium.
— No idę, przecież od pół godziny na ciebie czekam! — zawołała Rose i ruszyła za przyjaciółką. — Ty, ale nie przesadzasz z tymi spódniczkami? Dobrze, że w tym roku kończymy Hogwart, bo patrząc na to, jak proporcjonalnie zmienia się długość twoich kiecek z klasy na klasę, za rok byłoby ci widać gacie.
— Jakie gacie, to o nogi chodzi. Na plecy i tak zaraz zarzucę szatę — powiedziała Amber i pokręciła głową. — Też mogłabyś zacząć pokazywać trochę ciałka. I zacząć robić ten cholerny makijaż, bo wyglądasz jak chłopak.
— Nie mam czasu na malowanie, poza tym na treningi musiałabym się zmywać, bo wiatr rozmazuje mi tusz i potem wyglądam, jakby salamandra przypaliła mi twarz. I ile razy dziennie ja mam nakładać te wszystkie kremy, pudry i cienie? A ciałka pokazuję tyle, ile mi każe regulamin i ani centymetra więcej. Jakbyśmy mieszkały na Karaibach, to ja rozumiem, ale w tej zimnej Szkocji, w tym zimnym zamku… daj spokój!
Szybko przeszły z pokoju wspólnego Gryfonów do sali zaklęć, gdzie profesor Flitwick siedział już na swoim stosie poduszek i zabawnie mamrotał coś pod nosem, co chwilę poprawiając wielką czuprynę siwych włosów.
— Napisałaś esej dla Flitwicka? — spytała półgębkiem Amber. Usiadła w jednej z ławek i przesunęła się, aby zrobić miejsce dla przyjaciółki.
— Jaki esej dla Flitwicka?! — szepnęła przerażona Rose.
— Panno Weasley, czy jest jakiś problem? — zawołał Flitwick, po czym z gracją zsunął się ze swojego stosu poduszek i przydreptał do ich ławki. — Czy mają panie odrobioną pracę domową?
Amber wyciągnęła rękę z wypracowaniem i skierowała wzrok na Rose, która siedziała czerwona jak godło Gryffindoru i zagryzała nerwowo wargi.
— Znowu nie napisałaś eseju? — Amber pokręciła głową.
— Panno Weasley — zaczął Flitwick piskliwym tonem. Wyglądał na nieco rozczarowanego. — Niby nie powinno się oceniać dzieci przez pryzmat rodziców, ale spodziewałem się po pani więcej. Już trzeci raz nie odrobiła pani zadania domowego, a to dopiero drugi tydzień zajęć.
— Na śmierć zapomniałam — wymamrotała Rose i zsunęła się lekko z krzesła.
— Może szlaban przypomni pani co nieco — powiedział profesor. — A przynajmniej przywróci pani zeszłoroczną formę. Coś nie służą pani wakacje. Czy robi coś pani w piątkowy wieczór? Nie? To zapraszam na osiemnastą do mojego gabinetu, ustalimy, czym będzie się pani zajmować.
Kiedy Flitwick przeszedł do tyłu, aby zebrać prace od pozostałych uczniów, Rose podniosła się na krześle, po czym pochyliła się do przodu i uderzyła głową w blat biurka. Była na siebie tak wściekła! Miała przecież poświęcić każdą wolną chwilę treningom, a nie jakimś szlabanom.
Była też trochę zła na przyjaciółkę, że ta nie przypomniała jej wczoraj o eseju dla Flitwicka. W końcu chyba powinny sobie pomagać, prawda? Dzielenie jednej sypialni i szczotki do włosów do czegoś zobowiązywało. Złorzeczyła więc pod nosem na Amber i nie patrzyła ostentacyjnie w jej stronę.
— Panie Potter — pisnął profesor z końca klasy. — I pan! A może to geny Weasleyów tak na was podziałały… Chociaż, o ile mnie pamięć nie myli, pani Ginewra Weasley była dobrą uczennicą…
— Ale ja go miałem! — zarzekał się Albus. — Miałem, był tu, pisałem go! Może… Może został w dormitorium, ja tylko skoczę…
— Panie Potter! — Flitwick pokręcił głową. Wydawał się być coraz bardziej zdegustowany. — Pana kuzynka chociaż honorowo się przyznała, a pan? Może dołączy pan do niej w piątek. Też na osiemnastą, zapraszam. A teraz przejdźmy do zajęć…
Rose odwróciła się do Albusa i wywinęła usta w podkówkę. Ten skrzywił się w odpowiedzi i założył ręce na klatce piersiowej, wyraźnie wkurzony.
Do końca lekcji ćwiczyli rzucanie zaklęcia „Duro”, które zamieniało przedmioty w kamień. Co nikogo nie zdziwiło, to Amber pierwsza je opanowała, czym zarobiła dla ich domu dziesięć punktów i piskliwą pochwałę od profesora, któremu wreszcie poprawił się humor.
Po zaklęciach ich drogi się rozeszły — Amber poszła na wróżbiarstwo, a Rose z Albusem skierowali się na opiekę nad magicznymi stworzeniami. Szli przez chwilę w ciszy, ale dziewczyna czuła, jak z każdym krokiem w jej kuzynie narasta coraz większa złość.
— Naprawdę napisałem tej durny esej — wypluł w końcu słowa ociekające jawnym poczuciem braku sprawiedliwości.
— Daj spokój, było, minęło. Ty przynajmniej nie masz się o co martwić.
— A ty niby masz?
— No pewnie, chciałam wtedy potrenować. No i nie wiem, jak zniosę towarzystwo tego gnojka.
— Ja nie wiem, mogłabyś chyba już odpuścić. Scorpius jest w porządku. Czym on cię tak naprawdę wkurza? — spytał Albus i poprawił torbę na ramieniu. — Tym, że ma lepsze stopnie?
— Wcale nie chodzi o stopnie — skłamała Rose i pchnęła drzwi wejściowe. Ciepły wrześniowy wiatr od razu rozwiał jej włosy.
— Na pewno. Irytuje cię to, że twoja mama porównuje go z tobą, to cię boli.
Rose zacisnęła usta i wykrzywiła kąciki ust. Bardzo nie lubiła tego, że Albus, tak jak ciotka Ginny, zawsze potrafił ją rozgryźć. Nieważne jak bardzo starała się ukryć prawdziwe powody swoich decyzji, wystarczyło, że kuzyn chwilę na nią popatrzył i już wiedział. Czasami czuła się przy nim emocjonalnie naga.
Jako że po pierwszym bloku zajęć mieli półgodzinną przerwę, na miejsce dotarli przed czasem. O tej porze roku błonia wyglądały cudownie. Minione lato było gorące, ale i dostatecznie wilgotne, aby trawa nie wyschła na wiór. Wysokie źdźbła przyjemnie otuliły ich z każdej strony, gdy rzucili torby na bok i rozciągnęli się na ziemi w oczekiwaniu na zajęcia. Słońce tego dnia świeciło wyjątkowo mocno. Rose zastanawiała się, jak oni przetrwają taki upalny wrzesień, skoro dwa razy w tygodniu zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami wypadały im akurat w południe. Już teraz żałowała, że nie wzięła żadnego kremu z filtrem. Jak dotąd nigdy nie uczyła się żadnych zaklęć o działaniu przeciwsłonecznym, bo wakacje spędzała w domu, gdzie nie wolno jej było czarować.
— Ale na opiekę esej napisałaś? — spytał Albus po chwili ciszy.
— ...Co?! — sapnęła i momentalnie otworzyła oczy.
— Ha, ha, ha! Tylko żartowałem — powiedział chłopak i wyszczerzył się do Rose.
Po chwili dobiegło ich basowe nucenie, a gdy spojrzeli w tamtą stronę, zobaczyli Hagrida dzierżącego w dłoni wielką, dziesięciolitrową konewkę w różowe kwiatki i podlewającego swoje dynie. Przyjaciele momentalnie wstali i podeszli się z nim przywitać.
— Cześć, Hagridzie! — zawołał Albus i pomachał w kierunku gajowego.
— Cześć, łobuzy. Żeście przyszli chwilę przed lekcją, co? — spytał retorycznie. Choć jego twarz porastała bardzo bujna, czarna broda, widać było, że uśmiechał się niemal od ucha do ucha. — Chodźcie, to wam pokażę, co żem na dziś przygotował. Będzie super zabawa!
Przeszli obok jego chatki, wzdłuż której rosły bardzo dziwne zioła. Hagrid stawiał wielkie kroki, więc oboje ledwo za nim nadążali. Już po chwili marszu, przerywanego podskokami, Albus dostał lekkiej zadyszki. Rose wyszczerzyła się w jego kierunku, chichocząc pod nosem nad kiepską kondycją kuzyna.
— To będzie super, niech skonam! Wszystkim gęby opadną na ziemię!
Hagrid poprowadził ich aż na skraj Zakazanego Lasu. Tam zatrzymał się na chwilę, rozejrzał na boki, po czym wkroczył między pierwsze drzewa. Nie zapuścili się daleko, zaledwie po paru metrach olbrzym stanął i mruknął pod nosem.
— Co, będziemy się znów uczyć o testralach? — zażartowała Rose, gdy na ściółce nie dostrzegli niczego niezwykłego.
— Cholibka… — dobiegło ich od strony Hagrida. — Myślałem… Przecież tu był…
— O nie — powiedział Albus, usłyszawszy słowa gajowego. — Tylko nie to, Hagridzie, nie mów, że znikło ci jakieś niebezpieczne stworzenie…
— Jakie tam niebezpieczne! Gdzie on może być… Pączusiu! Cholibka, żem go powinien mocniej przywiązać… Pączusiu! — wołał olbrzym, rozglądając się między drzewami.
— A… Hagridzie, a czym jest Pączuś? — spytała ostrożnie Rose.
— Oj, cholibka, gdzie on jest… Co? — mruknął gajowy, gdy dotarło do niego pytanie. — Pączuś? Pączuś jest mantykorą.
Przyjaciele spojrzeli po sobie przerażeni.
Chyba Hagrid wpakował ich w niezłe tarapaty.

***

A/N: Miałam nie dodawać obrazków, ale jak, jak ich nie dodawać?! Tym razem, w tym opku będę Was zaszczycać moją wizją bohaterów. Można się cofnąć do pierwszego rozdziału i przyjrzeć się Hermionie, tu zaś zaserwowałam Wam Amber.
Jak też na pewno się zorientowaliście, perspektywa opka będzie naprzemienna. Mam nadzieję, że tym zabiegiem właśnie uchronię Was od zmęczenia zbyt zgorzkniałą Hermioną i zbyt roztrzepaną Rose.  

15 komentarzy:

  1. Osobiście jestem zaczarowana twoim blogiem, a te rysunki są całkiem okay.Rozdział zarąbisty, pozdrawiam serdecznie.
    Endory
    strzepy-swiata.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za odwiedziny i komentarz! :) No i takie miłe słowa. :)

      Usuń
  2. Nie no koniec. End. Finito. Halt xd
    Nie mogę czytać twoich prac, bo wpędzają mnie w depresję :p Zdaję sobie wtedy sprawę jak prosty i prymitywny ja mam styl pisania i jak beznadziejbie wymyślam fabułę. Umrzyj :p nie nie umieraj, bo kto to napisze dalej.
    Kurde kocham twoją niekanoniczną Rose. Zazwyczaj to jest typowa malowana laleczka, a ty widzę że poleciałaś w klimaty Gin. No i fajnie xd Nie lubię Amber, żeby ją testral przeleciał. Jezu to nie miało tak zabrzmieć. Widzę, że tu się dzieją początki Scorose. Błagam, nie idź tą drogą :p
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdradzę Ci sekret moich pomysłów. Czwarta rano. Serio, jak nie śpisz od ósmej rano jednego dnia, no i przeczekasz do tej czwartej rano następnego dnia bez spania, mózg (przynajmniej mój) zaczyna wymyślać takie rzeczy. To miało być bardzo tandetne, durne śmieszkoopko, a potem przyszła czwarta nad ranem i znowu wszystko wzięło łeb.
      Z racji że piszesz o tym już drugi raz, może spytam: co masz na myśli, mówiąc o kanonicznej Rose? W kanonie Rose nie była przedstawiona na tyle, aby móc wysuwać wnioski, o jakich mówisz. A HPiPD to nie kanon, to tanie fanfiction, niegodne wciągnięcia do kanonu. :xxxx
      No a to, jak ludzie przedstawiają Rose w opkach, to efekt tego, że ludzie chcą sobie w końcu z Rose zrobić drugą Hermionę, bo w Scorpiusie widzą Malfoya. Moja Rose kanonicznie jest inteligentna, ale nie trzeba od razu uwielbiać nauki, jak się jest inteligentnym.
      Oczywiście, że dzieją się początku Scorose, bo to będzie opko z dwoma najdurniejszymi paringami ever: Dramione i Scorose! </3333333333
      Tak z ciekawości, czemu nie lubisz Amber? :D

      Usuń
    2. Chodzi mi o kanoniczną Rose z wszystkich tych opek z Nowego Pokolenia. Tam jest tak opisywana :) chociaż mój mózg zrobił out lata temu i co ja tam wiem.
      Nie lubię tego typu dziewczyn jak Amber. Takich strojniś co lubią pokazywać ciała. Po prostu Amber strasznie przypomina mi mojego klasowego fejma i nam wrażenie, że jakby w Hogwarcie był twitter to byłaby tą osobą, co nie wstawia tam nic merytorycznego, a ma miliard followersów :p

      Usuń
    3. Kanoniczna postać to taka postać, która jest zgodna z kanonem - w przypadku HP kanonem jest 7 książek wydanych przez Joaśkę. Ty zaś mówisz o fanonie - to fani wykreowali Rose w dany sposób i z niewiadomych względów wszyscy jak jeden mąż nadają jej taki sam charakter, choć fakty z książki wcale nie wskazują, że Rosie mogłaby się rozwinąć w tylko ten jeden sposób. Było powiedziane, że jest inteligentna. ;D

      Usuń
    4. To teraz powiedziane jest, że ja jestem nieinteligentna. Amen. Pomylić kanon z fanonem. Rip mojemu mózgowi :p

      Usuń
  3. Wow! Jaki superaśny blogasek! Czytałem z zapartym tchem, potrafisz wciągnąć czytelnika, normalnie nie mogłem się oderwać. Lubie twoja Rosę, jest taka... raka Rosę. Super piszesz, zapraszam na mojego bloga lickanthronicon.blogspot.com co prawda jeszcze nic się nie pojawiło ale juz niedługo bedzie prolog. Moze byłabyś zainteresowana moja twórczością.
    PS rysunek Amber super ale jesli mam byc szczery to wole Hermione, bo MILF
    BUŹKA :*********=***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Syriusz, kup sobie mózg. XD ALBO IDŹ W KOŃCU PISAĆ PROLOG.

      Usuń
  4. Próbowałam znaleźć coś do czego można się przyczepić, żebyś się nie przesłodziła tymi ciągłymi pochwałami, ale mi się nie udało. To znaczy nie! Jednak mam coś! Dlaczego tak krótko? Czy tylko mi się wydaje? Mam wrażenie, że przeczytałam ten rozdział w dwie minuty :p
    Podoba mi się kreacja Rose. Śmiałam się pod nosem z jej kąśliwych komentarzy, co, powiem szczerze, rzadko mi się zdarza przy czytaniu opowiadań na blogach. Serio. Jesteś może drugą autorką, której udało się mnie rozśmieszyć. Uważam, że to jest już pewien level, także gratki :D
    Kurcze no, niby tak, nic się tutaj szczególnego nie dzieje, a jednak tak dorze się o tym czyta. Nie mogę się doczekać jakiejś konfrontacji ze Scorpiusem. Amber póki co tak średnio przypadła mi do gustu, prawdę mówiąc. Albus jest ok, chociaż lubię go w Slytherinie.
    Właśnie zdałam sobie sprawę, że ja chyba średnio przepadam za Hagridem! Tak, właśnie na tej scenie, zdaje się, zatrzymałam się na Włochaczu! To znaczy na takiej scenie w chatce u Hagrida. O kurcze, ale odkrycie! Tak sobie myślę, że te wszystkie sytuacje z nim są takie do siebie podobne i jakoś tak mnie nużą. A może chodzi o magiczne zwierzęta, które jakoś mnie zupełnie nie jarają? Przepraszam, to nie jest zarzut do Ciebie :p W sumie myślę, że chodzi o samego bohatera... chociaż nie wiem sama czy te sceny męczyły mnie też w samej sadze.

    Anyway! Podobało mi się, czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...pst, ale chodź tu bliżej, bo powiem Ci coś w tajemnicy!
      Tak, ten rozdział jest cholernie krótki. XD Bo lecę na dużo komci, więc rozdziały będą się pojawiały często i będą krótkie. XD
      A tak serio, w danym rozdziale jest perspektywa tylko jednej strony, no a ja bym chciała dość dynamicznie przechodzić od jednego do drugiego punktu widzenia.
      Rozdział ma 2700 z hakiem, więc jest o połowę krótszy od Twojego pierwszego. :D
      Zaczynam się zastanawiać, czy nie mam czegoś z głową, bo to już drugie opko, w którym mam dwójkę bohaterów: jednego lubię, drugiego nie, a czytelnicy na odwrót! Tego pierwszego nie lubią, a drugiego tak... Chyba muszę odlajkować swoje postacie, bo na tym cierpią, biedactwa.
      Tak naprawdę moje opka mają to do siebie, że Tobie się wydaje, że tu się nic nie dzieje. Coś z pozoru normalnego, czego teraz nie widzisz, okaże się czymś istotnym później. :P
      A to bardzo ciekawe! Z tym Hagridem, w sensie. Jakby Ci się kiedyś zachciało zajrzeć do jakiejś sceny z sagi z Hagridem, bardzo chętnie dowiem się, czy tamte też Cię męczą, czy tylko moje. XD

      Usuń
  5. Jeśli mam być szczera, znacznie bardziej interesuje mnie perspektywa Hermiony. Może dlatego, że klimat szkolny już mi się trochę przejadł, a Rose jest nastolatką i to jeszcze faktycznie taką z typu roztrzepanych, wygadanych i nieco leniwych. Co nie znaczy, że rozdział mi się nie podobał. Widzę, że starałaś się wszystko opisać z pasją i humorem, nie zapominać o magii Hogwartu i przedstawić młode pokolenie wedle własnego uznania. Polubiłam Albusa :D No i takie przeplatanie perspektyw Rose i Hermiony to faktycznie dobry pomysł, bo żadna z bohaterek się nie „przeje” :P

    Podobała mi się wzmianka o tym, że to Scorpius jest przykładnym, pilnym uczniem, a Rose zdaje się typem chłopczycy, jakby zupełnym przeciwieństwem swojej matki. Ciekawa… zamiana ról, bym powiedziała. Także we wspomnieniach dziewczyny wyraźnie widać przepaść i niechęć pomiędzy nią a Hermioną. Zastanawia mnie także jej dobra relacja z Ginny. Czyżby ciocia natchnęła nastolatkę do takiego stylu bycia? Jak ktoś przede mną słusznie zauważył, dziewczyna z lekka przypomina młodą Ginny :) Relacja Rose z młodszym bratem jest jak najbardziej prawdziwa, przepychanki i awantury. Można się uśmiechnąć, czytając początek xD

    Końcówka daje mi nadzieję na jakąś wybuchową akcję :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, cześć i czołem! :)
    W końcu wzięłam się za przeczytanie rozdziału, więc wypadałoby od razu skomentować. ;D
    No, to może zacznę do tego, że czytało mi się go mega przyjemnie i szybko. Jak już przeczytałam, to zastanawiałam się, czy on jest taki krótki, czy tylko mi się taki wydaje. Wiem tylko, że jeszcze bym poczytała. ;D
    Podoba mi się, jak opisujesz relacje między bohaterami. Uwielbiam tekst na samym początku "Ty durny błotoryju!". Takie pozytywne rozpoczęcie. xD
    W ogóle w Twoim opowiadaniu Rose wychodzi na zupełnie inną, niż sobie ją wyobrażam. Nie, że jest źle. Wychodzi to całkiem fajnie. Nie pamiętam, czy wcześniej się zatknęłam z takim przedstawieniem Rose. Niemniej jednak mi się podoba. :D I rozumiem jej ból, w sensie chodzi mi o włosy. Ja mam podobne problemy, więc potrafię sobie to wyobrazić. xd
    I zaciekawiła mnie relacja Rose z Albusem. Widać, że dobrze się ze sobą rozumieją, trochę jak rodzeństwo.
    I już sobie wyobrażam ich wspólny szlaban. Coś czuję, że będzie ciekawie. ;D
    Ach, ten Hagrid... On to ma jakieś parcie na magiczne zwierzęta, ale najbardziej to już na niebezpieczne. Ale to już Hagrid - to tak chyba pozostanie. Ciekawa jestem, co z tego wyniknie.
    To już chyba wszystko. :)
    Pozdrawiam! ^^
    P.S. Jak czytałam rozdział dwa razy skojarzył mi się Wiedźmin - gdy była wzmianka o ghulu i mysich włosach. Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale to gdzieś mi tam się skojarzyło z tym uniwersum. xd

    OdpowiedzUsuń
  7. Po stwierdzeniu, że zadania z matematyki niezbyt mnie pasjonują, stwierdziłam, że skomentuję rozdzialik. Ale żeby nie wyjść na aż tak wielkiego nieuka, przybyłam tutaj, nie do włochacza (dwa rozdzialiki do nadrobienia). Grunt to mieć silną wolę!

    Lubię Rose, całkowicie do mnie przemawia (roztrzepanie i inne takie, które sprawiają, że nie mogę jej nie lubić). I bardzo podoba mi sie relacja Albus-Rose (w sumie tak bym sobie ją wyobrażała, kiedy Albus byłby Gryfonem - jako Ślizgon, myślę, że nie byłoby tej zażyłości, dlatego cieszę się, że jednak nie poszłaś za głosem "kanonu" PD). I akurat mi Amber przypadła do gustu, zwłaszcza że zmieszałaś ze sobą przeciwności w postaci chłopczycy i lalki. I - co prawda nie spodziewałabym się za nic w świecie, że to by u Ciebie wystąpiło - cieszę się, że nie poszłaś za schematem, że jak dba o wygląd, to głupia ma być i świergotać. I tak w ogóle to czepiała się u mnie wiśniowych ust u Parvati, a tu skraca spódniczki! Szczyt hipokryzji!

    Jedna jedyna rzecz, która mnie zastanowiła - dlaczego Rose nie użyła "Chłoszczyć"?

    Pozdrawiam,
    C.

    PS Propsy za Scorpiusa kujona - musiało pójść Hermionie w pięty. xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że nie mam się do czego przyczepić. :D
    Znowu muszę ci posłodzić. Gdybym pisała swojego ficzka HP, to z Rose zrobiłabym chyba jędzę. :D Inteligentną jędze, która robi wszystkim po złoci. Sama nie wiem, czemu. :D Albo taką kompletnie nieporadną, bardziej przypominającą żeńską wersję Rona. W sumie, sama zastanawiam się, czemu Rose musi być wiązana wyłącznie ze Scorpio. Ja bym pewnie powiązała ją z własną postacią. :D Ale z drugiej strony, czytam opowiadania gdzie jest RosexScorpio i mi się podobają. ;) Cóż, wszystko zależy od autora i jego pomysłu na historię.
    A ty piszesz tak lekko i przejrzyście, że chociażby BDSM miało się tutaj dziać, to bym czytała. XD
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Bardzo motywują mnie komcie. Komcie robią mi dzień. Każde - i te z krytyką, i te z pochwałami. Lubię znać myśli czytelnika, które wywołuje w nim mój tekst. Co go rozbawiło, zasmuciło, co było słabe, co fajnie się czytało, co było trafionym pomysłem, a co wygląda na kompletną pomyłkę - wszystko!
Uwaga! Nie uznaję zasady "czytanie za czytanie", więc jeśli wchodzisz tu tylko po to, żeby zostawić mi komentarz bez treści, bo liczysz, że zajrzę do Ciebie i Cię skomentuję - możesz od razu sobie odpuścić. Oczywiście zawsze w wolnej chwili zaglądam na blogi czytelników, ale nie zmuszam się do czytania i komentowania Waszych tekstów, jeśli uznaję, że mi się nie podobają.
Theme by Lydia | Land of Grafic